|
Prawo i Sprawiedliwość Forum członków oraz sympatyków PiS
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:00, 13 Lut 2008 Temat postu: Pierwsze 100 dni rządów PO |
|
|
Pierwsze 100 dni rządów PO
W Październiku 2007 nastąpił przełom, uwierzyliśmy w cuda i niesieni myślą o nowej Irlandii nad Wisłą, poszliśmy do urn wyborczych aby wybrać tych, którzy tego dokonają. Oczywiście nie wszyscy, ale większość to zrobiła więc można tak powiedzieć: wybraliśmy naszych zbawców z niewoli dwóch lat „kaczyzmu”. Właśnie, tu może, zanim przejdę do właściwych rozważań przypomnijmy sobie jeszcze raz, jakież to straszne klęski spotkały nas podczas rządów tych dwóch napalonych na władzę braci bliźniaków. No niestety, lista krzywd jest długa, więc może przypomnę te najważniejsze. Musimy teraz więcej pracować, bo stopa bezrobocia spadła do miernych 12,2%, W 2007 roku odnotowano rekordową ilość inwestycji zagranicznych w Polsce. Okrutne, teraz przyjdzie się nam jeszcze języków obcych uczyć. No i dowód tego, że musieliśmy się tyle męczyć: PKB wzrósł o 7,4 % - najwyższy w historii po upadku PRL. Coś strasznego. Rekordzistą niedoli jest sektor budowlany, który na koniec stycznia 2007 roku odnotował wzrost o 60,8%. Przybywają nam mieszkania jak grzyby po deszczu. I na co to? Czyż nie lepiej się mieszka młodym ludziom na garnuszku rodziców? To taka nasza wspaniała tradycja. Eksport we wspomnianym roku wzrasta o 22,6%. No i masz, teraz będziemy pracować dla innych. Nie żartuję, to wszystko są dane GUS, który skrzętnie obliczał i mierzył skalę naszego sponiewierania. Wynagrodzenia wzrosły nam o 8,4% - chcieli z nas zrobić materialistów, ale to im się nie uda. Najwyższa w historii podwyżka płac w służbie zdrowia. Wskaźniki giełdowe również pobiły rekordy – już chcieliśmy zazdrościć tym krwiopijczym inwestorom giełdowym. Zastraszono biednych młodych ludzi, którzy przez przypadek stali się sprawcami przestępstw. Same kradzieże samochodów spadły o 40% w okresie kwiecień 2007 do kwietnia 2006. I z czego ci biedni złodzieje mają żyć? Czy o tym ktoś pomyślał? Przecież chyba nie będą harować jak woły za psi grosz. Zmniejszono deficyt budżetowy o 21,5%. Rozpędzono w diabły zbawienne dla naszego narodu WSI. Stworzono nową formację CBA, która nie dała szans doświadczonym oficerom byłego SB na karierę. Mało to, zaczęła podsłuchiwać przestępców. Przecież to skandal. Tak się nie godzi. Podsłuchiwacze i prowokanci. Popsuły się nasze relacje z sąsiadami. Do tego stopnia, że Niemcy musieli zacząć się z nami liczyć jako z niezależnym krajem i nawet walczyli w Moskwie o nasze mięso. No i na dobitkę, powierzono nam organizację Euro 2012. Jakże straszna porażka naszej zaściankowej polityki zagranicznej. Biedni UB-ecy po raz pierwszy w życiu zaznali prawdziwego strachu i wściekłości – zabrano im wysokie emerytury. I z czego teraz mają opłacać swe wille? Biedni notariusze nie będą już kasować kosmicznych gaż od młodych małżeństw za wypisanie kilku stron aktu notarialnego własności nieruchomości standardowym prawniczym tekstem metodą „kopiuj/wklej/zamień”. I te gigantyczne afery: hamburgerowa, ojciec dyrektor nazywa dziennikarkę czarownicą, Jerzy Robert Nowak, okazuje się, był na rozmowie z SB. W ogóle, Radio Maryja jątrzy i ogłupia. Tylko zawsze obiektywne TVN i POLSAT, czyli telewizja dla ludzi zrównoważonych i inteligentnych niestrudzenie pokazują całą prawdę. Jednym słowem ogólna katastrofa.
Niemniej na szczęście przerwaliśmy tę złą passę. Wybraliśmy naszych zbawców a nasza wiara w cuda stała się niezachwiana. Oj dużo nam jej jeszcze będzie trzeba, zważywszy to co widzę. A teraz na poważnie. Bo sam, choć głosowałem na PiS, miałem iskierkę nadziei, że jeśli wygra PO, to może nie będzie aż tak źle i coś tam zawsze mądrego zrobią. No więc, co zrobili przez pierwsze 100 dni? Tak jak Donald Tusk po 20 dniach rządów PiS krzyczał „Gdzie są te mieszkania?” Tak ja dziś mogę krzyknąć „Gdzie jest ta Irlandia?” No tak, Irlandia, tak jak i dotąd jest rzut beretem za UK a co nad Wisłą? „Nic śmiesznego”, można by rzec. Bo PO, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że teraz to ona rządzi, dalej zajmuje się krytyką PiS. Panowie, od krytykowania to jest opozycja, wy jesteście od działania. Tak, teraz właśnie trzeba podkasać rękawy i zabrać się do roboty. A opozycja nich sobie krytykuje, też się czymś w końcu musi zająć. Dajcie im tą szansę. Jest takie porzekadło, że „błędów nie popełnia ten, co nic nie robi”. Czyżby to była myśl przewodnia polityki PO? Ja się bardzo cieszę, że zacytowane powyżej wskaźniki gospodarcze PO chciała poprawić obiecując „cud gospodarczy” No naprawdę ambitnie, ale mierzmy zamiary na siły. Bo co się stało przez te 100 dni? No przede wszystkim dokonuje się sądu ostatecznego nad PiS i wybijania w pień jego działaczy. Pani Pitera nie potrafi się skupić na niczym, co by nie było związane z dokopywaniem CBA lub byłemu ministrowi Ziobro. Przesympatyczny minister Ćwiąkalski, były obrońca Henryka Stokłosy, dziś osadzonego i oskarżonego o przestępstwa gospodarcze, zajmuje się laptopem swojego poprzednika i organizuje konferencje prasowe, aby snuć swoje dywagacje na temat charakteru uszkodzeń tejże maszyny. Przy okazji za jego „panowania” wychodzą na wolność groźni przestępcy, którzy niejednokrotnie popełniają kolejne przestępstwa. Co za pech. Jego praca już nawet wśród zwolenników PO jest oceniana wyjątkowo nisko. Panie Ćwiąkalski: ustawy się same nie napiszą, sądy się same nie udrożnią i bandziory się same nie zgłoszą do dobrowolnego odbywania kary. No chyba, że uwierzymy w cuda. W związku z tym zamiast słuchać przemyśleń ministra na temat uszkodzeń laptopa, wolałbym znać jego inicjatywy legislacyjne, czy też kroki organizacyjne, nie tylko polegające na wyrzucaniu z prokuratur uczciwych pracowników związanych z PiSem. Jako wzór do naśladowania podam tu powołanie sądów 24-godzinnych przez PiS – tyle szczekania w telewizji a udało się. Można.
A co z cudem gospodarczym? No tak, spadek akcji na giełdach pobił rekord wszechczasów w roku 2008. Drastyczny wzrost kosztów utrzymania od stycznia 2008 roku. No w tej dziedzinie to faktycznie doganiamy Irlandię. Przygotowano pakiet dla przedsiębiorstw przypominający raczej „zaleczanie syfa pudrem”. Wprowadzono w nim możliwość zawieszania działalności gospodarczej i wiążącą interpretację przepisów ZUS. No to kolejny cud będzie potrzebny, żeby to zadziałało. A gdzie obniżanie kosztów pracy? Gdzie ograniczanie samowoli urzędniczej? Gdzie przepisy ograniczające możliwość terroryzowania przedsiębiorstw przez aparat skarbowy i ZUS? I wiele innych rozwiązań przygotowanych w „pakiecie Kluski”. Niemniej skorzystanie z projektu przygotowanego przez PiS to nie honor dla PO.
No tak, a czym zajmują się parlamentarzyści, bo zważywszy, że przez Sejm przeszło dopiero 10 wniosków legislacyjnych obecnego rządu, to dużo roboty mieć nie powinni. Ale spokojna głowa, znaleźli sobie robotę. Powołano komisje śledcze. Jedna z nich do badania okoliczności śmierci pani poseł SLD Barbary Blidy. Nie wiem, co tu jest do badania przez parlamentarzystów. Wolałbym raczej, żeby badali okoliczności afery węglowej w związku z którą miała być ona aresztowana. Ale nie, to jest wyraźny sygnał dla wszystkich, którzy zechcą brać się za najsłynniejsze afery III Rzeczpospolitej, jak afera węglowa, czy FOZZ. Tych spraw ruszać nie wolno! Nielzia! Ci, którzy tego nie zrozumieli w przypadku FOZZ, zapłacili za to życiem. W przypadku afery węglowej, przedmiotem badania obecnego rządu staje się nie sama afera, lecz … jak dopuszczono do tego, że zamieszana w tę aferę mogła strzelić sobie w głowę, zapewne obawiając się konsekwencji, które by ją czekały, gdyby zeznała prawdę: patrz afera FOZZ. Wolała zrobić to szybko i od razu. Tyle. I co tu badać?
Służba zdrowia: Jeszcze w 2007 roku buntowano pracowników służby zdrowia. Przodowali w tym właśnie działacze PO, jak przeinteligentna pani Hanna Gronkiewicz Waltz. To ta, która przyznaje, że to Pan Bóg jej powiedział, iż zostanie prezydentem RP. Ten sam Pan Bóg sprowadził ją na ziemię z wynikiem poniżej 3%. Pielęgniarkom wmawiano, że za mało zarabiają, że należy im się więcej. Był strajk. Były rozmowy. Trudne, ale były. W końcu i były podwyżki. Największe w dotychczasowej historii tego sektora, bo o 30%. Potem obietnice wyborcze PO, że wystarczy na nich oddać głos i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, płace w budżetówce wzrosną. Tak było przed wyborami. A co po wyborach? „Nie oczekujcie cudów, wzrosną, ale nie od razu” Bu ha ha można by rzec. Tyle to my i bez PO wiemy. Lekceważenie sytuacji pielęgniarek, górników, pograniczników, sędziów, nauczycieli. Obiecaliśmy, no dobrze, ale nie ma pieniędzy, to skąd mamy dać? Przypomina mi się od razu kawał o złotej rybce. Złowił ją jakiś wędkarz i pyta: „Ty jesteś ze złota?” Ona na to: „Nie, z PO”, no więc on załamany: „czyli nie spełniasz życzeń?”, rybka na to: „nie, ja tylko obiecuję”.
Pierwsi emigranci, którzy wrócili do kraju za rządów PO, to Stokłosa i Krauze. Oboje, to byli mocodawcy mecenasa Ćwiąkalskiego. Reszta nie chce nawet o tym słyszeć. Ludzie z wyższym wykształceniem wolą tyrać 12 godzin dziennie na zmywaku za 1500 funtów niż wracać do nowoutworzonej Irlandii. Biorąc pod uwagę obecne trendy, nie sądzę, żeby się to szybko zmieniło. Donald Tusk pamiętał o Polonii jeszcze przed wyborami. po wyborach obrał sobie inne cele odwiedzin, podobnie odległe, jednak dokładnie w odwrotnym kierunku. No cóż, dostęp rosyjskich podmiotów (niektórzy mawiają mafii) do naszego sektora energetycznego i Festiwal Piosenki Radzieckiej (przepraszam Rosyjskiej) w Zielonej Górze, okazuje się, wzięły priorytet nad losem dwóch milionów rodaków na emigracji zarobkowej. Oczywiście najłatwiej jest również los tych ludzi zwalić na PiS. Nie zapominajmy jednak, że najnowsza fala emigracji zaczęła się krótko przed rządami PiS i naiwnością jest twierdzić, że to przez nich wyemigrowali. Jest to raczej spuścizna 15 letnich rządów spółki SLD-KLD-AWS, czyli w dużej części działaczy dzisiejszej PO. Jakże modne są w naszym kraju te częste zmiany nazw partii, nieprawdaż?
Podczas kampanii PO atakowało PiS nawet o to, że nie oddało do użytku żadnych autostrad. No więc weźmy przykład A1. Przez kilkanaście lat wspomnianych w poprzednim akapicie rządów co zrobiono w tym temacie: przyznano koncesję potencjalnemu wykonawcy. A on koncesję otrzymał i … nic. Dopiero PiS zagroził wykonawcy odebraniem koncesji w przypadku dalszej bezczynności. No i zahuczało, zawarczało a przez dwa lata zbudowano chociaż odcinek Gdańsk – Tczew. Oddano go do użytku już za czasów PO, co ta nie omieszkała sprzedać jako swój wielki sukces. No cóż. 30 kilometrów autostrady w miesiąc – cuda, naprawdę cuda. Kilometr dziennie. Chińczycy mogą nam pozazdrościć.
Nie sposób też nie wspomnieć o kwestii autorytetów. Cóż to jest takiego w III RP? Ktoś oczytany, mądry, pracowity, dobrze wychowany i dający dobry przykład? Nic bardziej mylnego. W III RP autorytet to osoba z siwym włosem, wykreowana na autorytet przez „bezstronne” media, głównie Polsat, TVN, Gazetę Wyborczą, RMF FM, i Onet.pl. Taka osoba, okazuje się, nie musi mieć nawet wyższego wykształcenia, aby móc nazywać ją profesorem. Przykład: proszę bardzo: Pan Bartoszewski. Pan, nie profesor, bo profesorem nie można być ni ukończywszy studiów. No ale wykładał na uczelniach – no i co z tego? Jeszcze raz: profesorem nie można być nie ukończywszy studiów. Ale oczywiście nie o to chodzi. Niech on tam sobie nie kończy studiów, to jeszcze o mądrości i wychowaniu nie świadczy. Niemniej czemu ten pan wyzywa mnie od bydła? Bo tak nazwał wyborców PiS. Nie jest on w stanie mnie obrazić, bo nie widzę w tej osobie nic, co mógłbym podziwiać, lub szanować – typowy autorytet w III RP. Zgodnie z zasadą Adama Michnika, powinienem pozwać go do sądu i udowodnić, iż choć głosowałem na PiS, to bydłem nie jestem, bo rogów ani kopyt przecież nie mam. Niemniej to nie mój poziom, nie będę tego ruszał. Przypomnę tylko jego stanowisko wobec polityki zagranicznej Polski: „Polska to taka brzydka panna na wydaniu, bez posagu, która musi się do wszystkich ładnie uśmiechać”. No cóż jeśli minister spraw zagranicznych tak się wypowiada o naszym kraju, o naszej Polsce, to nie oczekujmy, że sąsiedzi zaczną nas szanować.
A co robimy z „solą tej ziemi” czyli jak wygląda kształcenie młodzieży, która w przyszłości będzie decydować o porządku i postępie naszego kraju? Ostatnio zaszokowały mnie dwie decyzje. Lekcje historii będzie można zakończyć na 1 klasie LO. Dotyczyłoby to tych, którzy wybiorą bardziej ścisły kierunek dalszego kształcenia. Nie wchodząc w dyskusje merytoryczne nad zmuszaniem młodych ludzi do przedwczesnych wyborów, widzę tu pewną logikę. Po co młodzież ma się uczyć na przykład o represjach niemieckich nazistów oraz bezwzględności sowietów? Nich się uczy historii z książek Grossa i nabiera nieuzasadnionej, ale pożądanej w pewnych kręgach, pogardy dla swojego kraju i swojego pochodzenia. Druga kwestia jest dla mnie jeszcze bardziej bulwersująca i niezrozumiała. Otóż Unia Europejska chciała wesprzeć nasze szkolnictwo wyższe, przeznaczając na jego dofinansowanie konkretne kwoty, idące w miliardy euro. To był nawet swego czasu jeden z argumentów za przystąpieniem Polski do UE. I słusznie. A co zrobiła „nasza” nowa pani minister z PO? Otóż ona znalazła jakieś haczyki formalne i nie dopuściła do wypłacenia tych pieniędzy uczelniom. Przepraszam, szkole ojca Rydzyka i trzydziestu kilku innym uczelniom przy okazji. Niech pieniądze zostaną w Brukseli, po co mają być inwestowane w polskie szkolnictwo wyższe. O co tu chodzi?!
Kolejny, mój ulubiony temat to media. No i tu już „ręce do gleby opadają” Tak jak za rządów PiS obszczekiwały każdy krok rządu, tak teraz, dla odmiany, wzięły się za opozycję. Czy Wojewódzki, czy Majewski, czy Lis, czy Olejnik, czy Michnik wreszcie, jako chyba ojciec chrzestny tej całej „szczekaniny”. Przepraszam, ale innego słowa nie znajduję a obiektywną krytyką to tego nie nazwę. Wszelkie przytaczane argumenty mają czysto emocjonalny charakter. Jakiekolwiek konkrety są niezwykle rzadkie a ich rzekoma szkodliwość wątpliwa. I tak wrogiem ludu numer jeden (razem z PiS oczywiście) jest ojciec Rydzyk i Radio Maryja. I co on komu zawinił? No pomodlą się na antenie, wypowiedzą swoje poglądy. Czasem się możemy zgodzić, czasem nie, ale po co ta cała nagonka? TVN już bije rekordy w tej dziedzinie. Potrafi wysłać 3 reporterów klasą business rejsem Lufthansa do Argentyny, po to aby spróbowali wywołać burdę na pokładzie samolotu i sfilmować nerwową reakcję ojca Rydzyka. Nie udało się? No to zrobili reportaż, jak to popija drinki na pokładzie samolotu – straszne przewinienie. I ten jego antysemityzm. Szczerze mówiąc nie słyszałem jego ani jednej antysemickiej wypowiedzi. Mówi o faktach, przytacza swoje opinie, ale nie obraził nikogo ze względu na narodowość. To nie przeszkadza jednak w ciągłym oskarżaniu go o antysemityzm. Co za poplątanie pojęć. O co tu chodzi? Zapewne w liberalnym, wolnym i demokratycznym kraju rządzonym przez PO nie ma miejsca na niezależne media, inne niż kontrolowane przez „grupę” i wypowiadające się w „jedynie słusznym” tonie. Pochwała rządu, krytyka opozycji, eliminacja i zagłuszanie niezależnego myślenia. Idziesz pod prąd: to już my ci g..ę zamkniemy! Poza tym rządu nie wolno krytykować. Manipulacja faktami, cytowanie opinii osób trzecich zamiast bezpośrednich wypowiedzi osób komentowanych, zdjęcia członków opozycji w różnych, mało estetycznych pozach, złośliwe komentarze, krzykliwe i kłamliwe nagłówki. Sposobów manipulacji jest naprawdę wiele. Cokolwiek PO spapra, zwali się winę na PiS. Cokolwiek dobrego się zdarzy, PO trzeba przypisać zasługę. I po to mam mieć telewizor w domu? Nie, dziękuję. Nie taka wolność słowa mi się marzyła.
Jeszcze słówko o rzekomym antysemityzmie, który od dwóch miesięcy nam się tak konsekwentnie wmawia. W czasie II wojny światowej w Polsce, w odróżnieniu od Europy Zachodniej, za pomoc Żydom Niemcy karali śmiercią. Mimo to miliony Polaków ryzykowały życiem, żeby Żydów z rąk oprawców ratować. Często skutecznie. Dziś mamy podziękowanie od pana Grossa, w formie oskarżenia naszego narodu o „masowy antysemityzm”. Wnioski te wyciąga na podstawie pojedynczych zdarzeń, często przekręconych i przeinaczonych w swojej książce. Nie przeszkadza to naszym mediom w nagłaśnianiu tej pozycji do granic absurdu i wszczynaniu „rzeczowej dyskusji o polskim antysemityzmie”. Na szczęście w dyskusji tej wzięli udział sami Żydzi zamieszkujący w Polsce (jak na przykład Bolesław Szenicer, były dyrektor Cmentarza Żydowskiego w Warszawie) i nawet oni skrytykowali Grossa za pomówienie narodu polskiego. Co zostało w pamięci młodych ludzi, którzy być może już niedługo pożegnają się na dobre z lekcjami historii? Aż się boję pomyśleć.
No i taki jest mniej więcej dotychczasowy bilans nowych rządów. Co jeszcze da się zwalić na PiS? Czy PO wreszcie otrzeźwieje i weźmie się za konkretną robotę a nie kurzowe podtrzymywanie swojego wizerunku? Bo ten już trzyma się chyba tylko na lakierze, blacha pordzewiała na wylot. Na koniec dowcip o panu premierze: Po co Donaldowi Tuskowi potrzebna jest żona? – Nie wszystko da się zwalić na PiS…
Czekam na kolejne sukcesy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:31, 13 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
100 dni i starczy
Platforma Obywatelska przygotowywała się do objęcia władzy przez grubo ponad dwa lata, ponieważ już przed wyborami 2005 r. twierdziła, że jest w stanie rządzić samodzielnie. Po wyborach 2007 r. szybko się jednak okazało, że gabinet cieni był tylko cieniem nierzeczywistości, a przygotowywany przez niego program równie głośnym, co pustym zabiegiem public relation.
Zamiast lawiny rzekomo gotowych ustaw, które miały radykalnie zmienić Polskę i wprowadzić ją na drogę „cudu”, parlament się nudzi. Żeby nie dopuścić do ujawnienia absolutnej dominacji programowej PiS, przedstawione przez niego ustawy marszałek Komorowski ukrywa w swoim biurku, zmuszając Sejm do przelewania z pustego w próżne na różnych fikcyjnych tajnych posiedzeniach czy w komisjach ds. gonienia króliczka. Tak samo rząd, zamiast zapowiedzianego reformowania państwa i wytyczania nowych celów, skupia się wyłącznie na mściwej wymianie kadr i ściganiu wyimaginowanych win poprzedników. W rękach PO parlament i rząd sprowadzone zostały do roli aparatu propagandowego na rzecz walki z PiS, mającej znaleźć swe zwieńczenie w przyszłej prezydenturze Donalda Tuska. Choć ani rząd, ani parlament nie potrafi zmierzyć się z najważniejszymi problemami państwa, co oznacza wszechstronny regres, za który wkrótce całe społeczeństwo zapłaci wysoką cenę, to można by czas sprawowania władzy przez PO uznać tylko za bolesną lekcję, którą wyborcy musieli przerobić, żeby już nigdy więcej nie dać się nabrać żadnej grupie ciemnych interesów, udającej naprawiaczy państwa. Za dowiedzenie, że Tusk i jego nihilistyczna „pijarowska” gwardia są matriksem, a „cud” sztuczką prestidigitatora, który potrafi nie tylko wyciągać króliki z kapelusza, ale i pieniądze z kieszeni obywateli, warto byłoby zapłacić nawet większą sumkę.
Ale Tusk zrobił coś jeszcze gorszego, niż mogli to w najczarniejszych snach przewidywać jego najzagorzalsi przeciwnicy - wziął się za wywrócenie do góry nogami polskiej polityki zagranicznej. Zwykle po złych rządach mogą przyjść lepsze i naprawić szkody. Nawet poważne straty społeczne i ekonomiczne mogą wyjść na dobre, jeżeli skutkują trwałym odsunięciem od władzy partii nieliczącej się z polskim interesem narodowym, tak jak stało się to z postkomunistami. Ale straty w polityce zagranicznej mogą być nie do odrobienia. Człowiek, który doprowadził do rzucenia w stronę Polski groźby, że można ich wymordować tak jak podczas II wojny światowej, jeżeli nie podporządkują się interesom jednego z państw winnych ludobójstwa Polaków, z każdym dniem coraz bardziej zagraża naszemu wspólnemu bezpieczeństwu i winien być jak najszybciej odsunięty od możliwości szkodzenia Polsce.
Choć użycie przez Amerykanów nadzwyczajnych argumentów tymczasowo sprowadziło Tuska z fałszywej drogi, to nie należy mieć złudzeń, że Tusk się czegoś w końcu nauczy lub że się opamięta, bo jest to człowiek niemający ani poczucia wierności wobec interesu państwowego, ani szacunku dla racji stanu. To dobrze, że prezydent przydzielił Tuskowi swojego kuratora, który ma uniemożliwić mu przyjęcie następnych niedopuszczalnych zobowiązań wobec Rosji i nie dopuścić do jakiegoś niejawnego porozumienia. Ale nawet gdyby prezydent postawił takiego kontrolera przy każdym ministrze rządu Tuska, to i tak nie upilnuje ludzi stale demonstrujących złą wolę.
Premierostwo Donalda Tuska nie powinno było w ogóle dojść do skutku. Skoro jednak to nieszczęście już się stało, to powinnością polskiej klasy politycznej jest jak najszybsza zmiana tej sytuacji. Należy działać tak szybko, jak tylko jest to możliwe. Jeżeli PO chce być uważana za czynnik polityczny odmienny od SLD, musi umieć zdobyć się na zdecydowany ruch i wymienić Tuska na Jana Rokitę, a przynajmniej na Bronisława Komorowskiego. W takim ratowaniu interesu państwa PiS i prezydent powinni udzielić Platformie bezwarunkowej pomocy. Sto dni premierostwa Tuska okazało się stoma dniami za dużo. Teraz pozostaje staranie, aby oszczędzić Polsce dni następnych.
Krzysztof Wyszkowski
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
valbon
Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:03, 15 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Problemem Tuska jest to, że on jest złym menedżerem. On sam nigdy niczym nie zarządzał. Kiedy powstawała Platforma Obywatelska to on był tylko tym trzecim, który dostarczył do tej partii środowisko KLD. Kiedy inni liderzy odeszli on został jakby logo tej partii, ale mam duże wątpliwości czy ma wpływ. Sądzę, że wiele inicjatyw PO zostaje podejmowanych poza jego wiedżą, a potem ponieważ się nie zna akceptuje pomysły, które nawet u jego zagorzałych zwolenników budzą konsternację. W dzisiejszym Dzienniku jest wywiad z Michałem Kamińskim. Wynika z niego że Tusk nie rozumie i nie zna podstaw prawnych funkcjonowania państwa, którego został premierem. Do tego wszystkiego wychowywało go podwórko "co widać słychać i czuć". Jak mozna było, po tak ważnej wizycie dyplomatycznej w Rosji nie przekazać natychmiast po powrocie informacji Prezydentowi. A tu zamiast do Prezydenta to się wyjeżdża na narty. Może wizyta wcale nie była tak ważna? A może cto tylko słoma z butów wychodzi?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 11:04, 20 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Jesteśmy skazani na bezsilność
Rafał A. Ziemkiewicz 20-02-2008, ostatnia aktualizacja 20-02-2008 08:11
Przesadne i niesprawiedliwe oskarżenia Polaków o antysemityzm w końcu przyniosły skutek. Padły słowa, na które czekano miesiącami: „Żydzi nas atakują, brońmy się” – pisze Rafał A. Ziemkiewicz
Czytając głosy europejskiej prasy o „Katyniu”, trudno nie zwrócić uwagi, jak uporczywie powtarza się w nich myśl: to dobrze, że Andrzej Wajda, pokazując mord dokonany przez NKWD, nie oskarża Rosjan. Obowiązkowa okazuje się w światowej recepcji pochwała (nie twierdzę, że słuszna, ale powszechna) reżysera za to, że ustrzegł się narodowego zacietrzewienia, że oskarża szeroko rozumiane, uniwersalne zło, a nie naród.
Zbrodnia katyńska, jak wiadomo, dokonana została i przez wiele dziesięcioleci była ukrywana przez organa państwowe byłego Związku Sowieckiego, którego współczesna Rosja jest prawną kontynuacją. Dokonano jej na bezpośredni rozkaz dyktatora otaczanego obecnie w Rosji kultem, zarówno oficjalnym, jak i w znacznym stopniu spontanicznym.
Mimo to niemal wszystkim wypowiadającym się autorytetom, tak zagranicznym, jak i, w ślad za nimi, krajowym, wydaje się oczywiste, że gdyby Wajda przypisywał odpowiedzialność za tę zbrodnię komukolwiek poza wąskim kręgiem jej bezpośrednich wykonawców, byłoby to coś w najwyższym stopniu niesmacznego i nagannego.
Pamflet przyjęty spokojnie
Zupełnie inaczej sprawa się ma, gdy publicysta Jan Tomasz Gross popełnia książkę, co do której nawet jej najbardziej zagorzali zwolennicy przyznają, że nie odkrywa żadnych nieznanych dotąd faktów (czyli nie ma żadnego znaczenia jako praca historyczna), a jedyna jej „wartość” polega na pasji, z jaką ów pamflet, czy też wręcz paszkwil, stawia kwestię nierozliczonej odpowiedzialności Polaków jako narodu właśnie, polskiej tradycji, polskiej religijności etc. za dokonywane w czasach powojennego zdziczenia i chaosu akty przemocy o charakterze bandyckim. Po raz kolejny okazuje się więc, że „polityczna poprawność” zna zupełnie różne moralne miary, i trzeba bardzo pilnie śledzić zarządzenia medialnych „autorytetów”, by wiedzieć, którą do danej sprawy wypada stosować.
Agresywna, niedopuszczająca jakiejkolwiek dyskusji postawa, jaką zaprezentował Gross w licznych wystąpieniach, w połączeniu z jego oczywistą nierzetelnością i skłonnością do naciągania argumentów pod założoną tezę sprawiły, że mimo ogromnych starań nie udało się powtórzenie sukcesu propagandowej operacji związanej z poprzednią książką Grossa pt. „Sąsiedzi”.
Tym razem pamflet przyjęty został spokojnie, ze świadomością jego rzeczywistej wartości – większość Polaków za swój uznała raczej pogląd kard. Stanisława Dziwisza niż autorów „Gazety Wyborczej” i szybko o sprawie zapomniała. Od dawna już (od z górą miesiąca) tylko ta ostatnia poświęca regularnie po kilka kolumn „dyskusji” nad książką – dyskusji, która zamiast cokolwiek przewartościowywać, dokumentuje tylko kompletne intelektualne wyjałowienie wpływowego niegdyś środowiska; doprawdy aż trudno uwierzyć, ile jeszcze razy można z zadęciem powtórzyć tych kilka pseudoszlachetnych i wątpliwej wartości frazesów, które obracane są przy podobnych okazjach od czasów eseju Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto” opublikowanego w roku 1987.
Blisko pogromu
W końcu jednak – trudno się dziwić – jawnie przesadne i niesprawiedliwe oskarżenia, historyczne manipulacje i obelgi nie mogą nie przynieść skutku. Ogromny wiec Radia Maryja, przeniesiony w ostatniej chwili do krakowskiej świątyni, nadał nowy impuls zamierającej z wolna kampanii. Wreszcie padły słowa, na które czekano miesiącami: „Żydzi nas atakują, brońmy się”. To nic, że słowa te „Wyborcza” musiała zgrabnie wyjąć z kontekstu, a całe spotkanie opisać w typowy dla siebie, zmanipulowany sposób – grunt, że wreszcie się udało.
News o masowych antysemickich wystąpieniach w Polsce obiegł świat – w jakiej postaci, przykładem służy korespondencja Avili Lori z izraelskiego „Haareca”. Już sam skandaliczny tytuł „To jeszcze nie pogrom, ale było blisko” – ustawia sprawę w sposób obowiązkowy w zachodnich mediach; a dalej mamy oczywiście antysemicki tłum, niefortunne pół zdania Bogusława Wolniewicza jako potwierdzenie wszelkich oskarżeń, oraz Adama Michnika i Władysława Bartoszewskiego jako odosobnione przykłady szlachetnych Polaków przeciwstawiających się narastającemu antysemickiemu szaleństwu.Nawet się nie dziwię działaczom Żydowskiej Ligi Przeciwko Zniesławieniu, że znając sprawę z tego rodzaju relacji, zareagowali natychmiastowym alarmowaniem światowych mediów.
Święta wojna fanatyzmów
Teraz działa już logika, którą znamy od lat. Radio Maryja zapowiada kolejne wiece Nowaka, „Wyborcza” organizuje propagandowy nacisk na Kościół, aby wiece te uniemożliwiał – co oczywiście skutkuje w taki sposób, że przeniesione do ciasnych salek odbywają się one w jeszcze wścieklejszej atmosferze, dostarczając reporterom „Wyborczej” odpowiedniego materiału do kolejnych podgrzewających atmosferę publikacji zaspokajających światowy popyt na kolejne enuncjacje o „odwiecznym polskim antysemityzmie”.
Niestety, jesteśmy wobec tego wszystkiego bezsilni. Radio Maryja i „Gazeta Wyborcza” są sobie nawzajem niezbędne do mobilizowania swych zwolenników i jest oczywiste, że nie odpuszczą okazji do każdego zaostrzenia sporu; polski zdrowy rozsądek długo jeszcze będzie musiał cierpieć otoczenie przez ich rozhisteryzowane zastępy. Można by na tę swoistą wojnę szalikowców wzruszyć ramionami, gdyby nie fakt, że ta wojna nie odbywa się na krajowej arenie, albowiem bronią używaną w niej rutynowo stało się wzywanie w sukurs przeciwko rzekomemu polskiemu antysemityzmowi zachodniej opinii publicznej.
Możemy tylko zgrzytać bezsilnie zębami, widząc, jak zamiar pobudzenia kolejnej fali antypolonizmu na Zachodzie przynosi powodzenie, i czekając kolejnych podłości o „polskich obozach koncentracyjnych”. Tam, gdzie fanatyzmy toczą swą świętą wojnę, tam, niestety, nic innego już się nie liczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:24, 22 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Źle jest w tej Polsce
Napisany przez Janusz Młynarski., z 22-02-2008 02:51
Opublikowane w : Wiadomości, Polityka
Przeciętny Polak nie odczuwa żadnych korzyści ze wzrostu gospodarczego i drażnią go rządowe doniesienia o ponad trzytysięcznej średniej krajowej.
Bezrobocie spada, w urzędach pracy tysiące ofert i zero chętnych. A zarobki? Bez przerwy pną się w górę. Przeciętny Polak, który widzi takie informacje w mediach, dostaje białej gorączki, bo on jakimś dziwnym trafem tego nie doświadcza
Obniżka zamiast podwyżki
Alicja ma 51 lat, szykowała się do wcześniejszej emerytury, bo przepracowała już 30 lat. Od 15 lat pracuje w szkole jako sekretarka. Zdecydowała się pójść na emeryturę, ale akurat przepisy się zmieniły i już nie może. Samorząd, który szkołę finansuje, zrobił jej jeszcze „dowcip”, który mało ją śmieszy - z całego etatu przesunął ją na trzy czwarte. Zamiast zarabiać 1200 zł, dostaje co miesiąc 900 zł. Boi się, czy dowcipnisie z urzędu miejskiego nie szykują kolejnego żartu. - Kiedy protestowałam przeciwko obniżeniu płacy, usłyszałam w odpowiedzi, że jak mi się nie podoba, to mogę sobie zmienić pracę albo wyjechać za granicę. Alicja, gdyby nawet chciała, to nie może skorzystać z tej propozycji, bo nie tylko nie zna języków, ale również nie potrafi spawać, tynkować czy układać glazury, a kopać rowów też nie nie może, bo cierpi na chorobę kręgosłupa. - Kiedy włączę telewizor i słyszę: „wzrasta poziom życia społeczeństwa polskiego, bezrobocie spada z dnia na dzień, a zarobki pną się w górę” - dostaję wtedy szału. To samo słyszałam za Gierka, a było na odwrót.
Plazma w garnku
Zanim dowiedziała się, że obniżą jej zarobki, wzięła kredyt na remont mieszkania. Dobrze przedtem się zastanowiła i wyszło jej, że poradzi sobie, bo odejmując raty zostanie jeszcze osiemset złotych. - Pomyślałam sobie, że są ludzie, którzy żyją za mniej, więc nie mam co narzekać. W ubiegłym roku wszystkie ceny poszły w górę, tanieją jedynie telewizory plazmowe, które jednak nie tylko nie mieszczą się w garnku, ale są niejadalne. Alicja nie może zmienić pracy, bo w małym, kilkudziesięciotysięcznym mieście nie ma ofert dla sekretarek ani dla księgowych, a jeśli są, to szybko trafiają do znajomych lub rodzin urzędników.
Padają biznesy
Agnieszka ma kilka punktów handlowych na bazarze. Jej rodzice pracują we Włoszech, dobrze zarabiają. Przysyłają jej towar lub pieniądze za towar. Kiedy Polska weszła do Unii, Agnieszka ucieszyła się. Ci co wyjadą, będą wysyłać pieniądze do Polski, ludzie będą mieli ich więcej, więc interes będzie kwitł - analizowała Agnieszka. - Jest coraz gorzej. Widzę, że ludzie z roku na rok kupują coraz mniej. Musiałam zwolnić cztery sprzedawczynie i zlikwidować dwa punkty handlowe. Pomijam już to, że sprzedaję towar na granicy opłacalności lub w cenie zakupu - mówi rozgoryczona. Jeśli do czerwca nic się nie zmieni, Agnieszka wyjedzie do Włoch do pracy. Prawdę mówiąc, to nawet dopłacała do interesu licząc ciągle na lepsze czasy. Miała z czego, bo mąż z bratem przemycali papierosy. Brat dostał rok w zawieszeniu i 2 tys. złotych grzywny, to i mąż zrezygnował.
Co pani tam robi?
Monika mieszka na wsi, skończyła kursy dla sekretarek z językiem angielskim i księgowość komputerową. Na wsi nikt księgowych, a tym bardziej sekretarek, nie potrzebuje. W pobliskim mieście powiatowym również. Są jakieś nieliczne miejsca w sklepach i Monice udało się w jednym z nich znaleźć pracę. Miała doświadczenie, bo przez kilka lat pracowała w renomowanym sklepie odzieżowym w Krakowie i później przez rok w tym miasteczku, w którym pracuje teraz. - Właściciel był bezczelny. Wiedział, że potrzebny był mi wtedy każdy grosz. Podpisał ze mną umowę na pół etatu, ale pracowałam na cały, a on płacił mnie za pół. Kiedy wychodziłam do ubikacji, co trwało zazwyczaj dwie minuty, on zaraz się darł: „Pani Moniko, co pani tam robi tak długo?”. Pewnego dnia nie wytrzymałam i kiedy znów chciał się dowiedzieć co ja robię w ubikacji, wyszłam i rzuciłam mu na biurko obsrany papier. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Teraz pracuję u kolejnego idioty - nie wolno jeść, nie wolno pić, bo on - jak mawia - „za jedzenie i picie nie płaci”. Płaci mniej niż w ubiegłym roku, bo pozmieniał umowy, a do tego cały czas za coś potrąca. Nie da się żyć. Żeby być na bieżąco z opłatami, oszczędzam na jedzeniu karmiąc siebie i - co najgorsze - dorastającego syna jakimiś najtańszymi świństwami. Źle jest w tej Polsce, coraz gorzej.
Cudowne ozdrowienie Mariusza
Mariusz nie ma dwóch palców u jednej ręki. Przez dwadzieścia lat był z tego powodu na rencie i pracował w spółdzielni inwalidów jako szwacz. Kiedy ostatnio stawił się w ZUS, lekarz orzecznik stwierdził, że brak dwóch palców to nie kalectwo i pozbawił go renty. Mariusz stracił status niepełnosprawnego i natychmiast wyrzucono go z pracy, bo pełnosprawni nie mogą pracować w zakładzie pracy chronionej. - Bezrobocie spada? Zarobki rosną? Chyba w Szwajcarii! Złodziejom albo posłom, bo mnie i moim znajomym jest coraz gorzej - uśmiecha się gorzko. - Zarobki w Polsce są za małe, żeby żyć, za duże, żeby zdechnąć - podsumowuje.
To nie wyjątki
Cytowane wyżej osoby to nie jakieś wyjątki, lecz przeciętni Polacy. Żaden z nich nie otrzymuje co miesiąc owej mitycznej, ponad trzytysięcznej średniej krajowej, żaden nie odczuwa też korzyści z inwestycji zagranicznych, z silnej złotówki, ze wzrostu gospodarczego, który właśnie zaczął maleć. Żadne to pocieszenie, ale z tego powodu znikać będą z gazet hurraoptymistyczne nagłówki informujące, że Polakom jest coraz lepiej. Nie jest lepiej, bo 5 mln Polaków nadal żyje poniżej granicy ubóstwa - było tak przed wzrostem gospodarczym, jak i w jego trakcie. A wzrost maleje - jak informuje Instytut Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej. Słabnie złotówka, co cieszy emigrantów, ale martwi rodaków nad Wisłą. Zanotowano nieznaczny wzrost bezrobocia - z 11,4 proc. na 11,8 - ale spadnie ono w momencie, gdy rozpocznie się sezon budowlany i zaczną się prace rolne.
Urzędowe pocieszenie
Na pocieszenie pozostaje jeden z optymistycznych scenariuszy rozwoju sytuacji gospodarczej w Polsce. Jest to wariant przedstawiony przez Ministerstwo Finansów na początku bieżącego roku. Według niego inflacja nie przekroczy 2,6 procenta. Żywności będzie tak dużo i będzie tak tania jak dwa lata temu. Ceny ropy spadną do poziomu 90 dolarów za baryłkę i ustabilizują się tak na długo. Związkowcy przestaną żądać kolejnych podwyżek. Bezrobocie spadnie do 9 procent. Przeciętny Polak i tak w to chyba nie uwierzy, nawet jeśli byłaby to prawda.
Janusz Młynarski.
Polish Express
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 9:49, 23 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
2008-02-22, 13:28:40
Coraz bliżej Bukaresztu
Nie jestem zwolennikiem tworzenia ZSRE. Tej hydrze warto byłoby poucinać łby. Szkoda tylko, że nie bardzo wiadomo, jak można to zrobić skutecznie. Jakieś pomysły co prawda są, ale układ sił wydaje się bardzo niekorzystny. Siła jest po stronie socjalistycznego potwora. Dlatego nie musi się on przejmować jakimikolwiek standardami demokracji. W rezerwie ciągle pozostaje bezwarunkowe poparcie dla Traktatu (nieważne, czy przetłumaczony, czy nie!) ze strony najświatlejszych medialnych intelektualistów. Np. z Gazety Wyborczej.
Lech Wałęsa zapowiadał kiedyś, że Polska będzie "drugą Japonią". Donald Tusk obiecywał "drugą Irlandię". Inni przedstawiciele polskich polityczno-medialnych elit chętnie wypowiadali też miłe słowa na temat USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Jamajki...
Zupełnie nowy kierunek wskazał kilka dni temu jeden z publicystów Gazety Wyborczej. Przy okazji dywagacji o konieczności jak najszybszego ratyfikowania Trakatu Reformującego UE, redaktor Bartłomiej Węglarczyk kompletnie zaskoczył wiernych czytelników.
"Już trzy miesiące temu "Gazeta" apelowała o to, by Polska - kraj, w którym 80 proc. obywateli popiera integrację europejską i w którym partie antyeuropejskie zostały właśnie wymiecione z parlamentu - jako pierwsza ratyfikowała traktat lizboński o reformie Unii Europejskiej.
Teraz wiadomo już, że nie będziemy nawet w pierwszej grupie państw, które to uczyniły. (...) Szkoda, bo po raz kolejny straciliśmy szansę, by być krajem, który w Unii daje przykład innym. Szybką ratyfikacją mogliśmy wrócić na pozycję przywódcy regionu Europy Środkowej" - biadał nad zmarnowana szansą Węglarczyk.
Jak widać publicyście Gazety Wyborczej nie podoba sie pomysł aby Polska została "Drugą Irlandią" (tam przed ratyfikacją zostanie przeprowadzone referendum!).
Dziennikarz z sympatią i zazdrością spogląda za to na kraje, które dzięki szybkiej ratyfikacji zostały lub zostaną "przywódcami regionu Europy Środkowej". Jakie kraje należą do grupy tych szczęśliwców? Węgry, Słowenia i Rumunia.
Według dziennikarzy Gazety Wyborczej, Polska powinna zostać "drugą Rumunią"... Ich marzenia mogą się spełnić już wkrótce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:19, 25 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Na TVN we wiadomościach przez chwilę mignęło 31% zadowolonych z rządu PO - PSL i 59% niezadowolonych.
Mogące powstać złe wrażenie natychmiast zatarł sondaż pokazujący ponad 50% poparcia dla premiera.
A premier rzekł, że 100 dni to za mało, żeby go rozliczać i potwierdził że nadal obowiązuje polityka czynienia cudów.
Jasne, że 100 dni to za mało, to zaledwie preludium do dalszej pracy rządu i ktoś kto próbuje po 100 dniach rząd rozliczać powinien o tym wiedzieć.
Ale jest tu jedno i to ważne "ale". Rządu nie można po 100 dniach rozliczać z jego dokonań, osiągnięć, bo na to czas 100 dni jest zbyt krótki, ale 100 dni na zrealizowanie cudów to już wystarczająco dużo czasu, aby te rzeczone w obietnicach kampanii wyborczej nadprzyrodzone zjawiska mogły nastąpić.
Mówiąc o cudach Tusk wyraźnie sugerował społeczeństwu, że jest ono przez cały czas oszukiwane, że państwo nasze ma potencjalne możliwości o wiele większe niż dotąd rządzący ujawnili to swoim obywatelom i on przyszły premier odblokuje ten potencjał, abyśmy mogli jako naród przeżyć gwałtowny wzrost dobrobytu. Wszyscy mieliśmy niemal natychmiast przejść w nowy nieznany nam dotąd stan zadowolenia ze swojego statusu jaki osiągniemy gdy ... wesprzemy w wyborach to najbardziej życzliwe nam ugrupowanie.
Wniosek, skoro przez 100 dni nie było cudów, to i przez resztę dni też ich nie będzie.
Może będą jakieś osiągnięcia, może nawet coś się temu rządowi uda, ale społeczeństwo szczególnie ta jego młodsza część powinna raczej myśleć i działać na rzeczywistych płaszczyznach uwzględniając wszelkie realia, a nie jedynie nosić w sercach płonne nadzieje na tuskowy mesjanizm.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:48, 05 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Tusk w śmiertelnym uścisku Pawlaka
Marek Migalski 04-03-2008, ostatnia aktualizacja 04-03-2008 02:44
PiS w obciachowej koalicji z LPR i Samoobroną realizowało swój program. Platforma natomiast musi dziś rezygnować z własnych projektów dlatego, że ma za koalicjanta PSL – pisze politolog Marek Migalski
źródło: Rzeczpospolita
Przeprowadzony w zeszłym tygodniu sondaż opinii społecznej wskazywał, że na PO zagłosowałoby obecnie 58 proc. wyborców. Niemal tyle samo, bo 59 proc., twierdzi jednak, że partia Donalda Tuska nie realizuje swojego programu. To powinien być dzwonek alarmowy dla premiera. Bo faktycznie flagowe projekty Platformy (podatek liniowy, zakaz finansowania partii z budżetu państwa, jednomandatowe okręgi wyborcze, zniesienie Senatu) nie zostaną poparte przez PSL, a to oznacza faktyczne odłożenie ich ad Kalendas Graecas. PO wniesie być może do Sejmu projekty ustaw w tych kwestiach, ale już dziś wiadomo, że nie zostaną uchwalone. Ugrupowanie Waldemara Pawlaka skutecznie uniemożliwi bowiem realizację sztandarowych postulatów ustrojowych i ekonomicznych Platformy.
Non violence Gołoty
Żeby ukryć tę prawdę, formacja Tuska będzie wykonywać wiele ruchów. Najprostsze będą próby przerzucenia odpowiedzialności na prezydenta i PiS. Najbardziej klasycznym przykładem tego typu zabiegów było oświadczenie premiera z okazji 100 dni działania rządu, że zrealizowałby o wiele więcej, gdyby nie ciągłe konflikty z Lechem Kaczyńskim. Również groźba prezydenckiego weta stawać się będzie dogodnym alibi dla bierności nowego gabinetu (choć od jego powstania żadna ustawa nie została dotychczas zawetowana przez głowę państwa).
Innym sposobem będzie odwracanie kota ogonem – na zarzut braku uchwalanych ustaw platformersi odpowiadali, że nasz kraj ma za dużo regulacji prawnych i cnotą jest powstrzymywanie się od ich uchwalania. Tego typu deklaracja… ustawodawców jest godna nagrody Złote Usta. To tak, jakby Andrzej Gołota powiedział, że w istocie jest moralnym zwycięzcą walki z Lennoksem Lewisem, bowiem zadał mniej ciosów, a z jego obserwacji wynika, że na ringu jest za dużo przemocy i dlatego powstrzymywał się od używania siły.
Churchill rozgrzeszony
W poprzedniej koalicji nikt nie miał wątpliwości, czyj program realizowano. Był to program PiS i Andrzej Lepper oraz Roman Giertych wielokrotnie się skarżyli, że ich postulaty nie są brane przez premiera Kaczyńskiego pod uwagę, co było zgodne z prawdą. Więcej, LPR i Samoobronę trzymano z daleka od służb specjalnych, dyplomacji, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwa Sprawiedliwości. Za tego typu strategię PiS zostało w ubiegłorocznych wyborach nagrodzone wzrostem popularności i prawie dwoma milionami głosów więcej niż w 2005 roku.Zdecydowana większość wyborców PiS wybaczyła partii obciachową koalicję z populistami i uznała ją za konieczną w dziele realizacji programu. Owi wyborcy widzieli we współpracy z Lepperem i Giertychem warunek sine qua non budowania państwa według pomysłu Kaczyńskiego. Zrozumieli to, czego nie byli w stanie pojąć czołowi polscy komentatorzy – że w polityce liczą się skutki działań, a nie ich styl.
Gdyby wielu naszych publicystów i analityków politycznych przenieść do Wielkiej Brytanii początku lat 40. ubiegłego wieku, potępiliby Churchilla za współpracę ze Stalinem. Większość elektoratu PiS okazała się bardziej pragmatyczna lub cyniczna (czyli rozumująca w kategoriach refleksji politologicznej) i wybaczyła Kaczyńskiemu ten mezalians. Wierzyła bowiem, że był zawarty w celu realizacji programu ich ulubionej partii, a nie dla trwania jej u władzy.
Cena władzy? Tkwienie
Czy podobnie za parę lat będą myśleć zwolennicy Platformy? Jeśli partia Tuska wciąż będzie tkwiła w żelaznym uścisku Pawlaka i jego ludzi, może się okazać, że elektorat PO odwróci się od swojego ugrupowania. Bo koszty koalicji z ludowcami są coraz większe. Wpuszczono ich do wszystkich resortów, urzędów wojewódzkich, służb specjalnych. Donald Tusk et consortes musieli z zaciśniętymi ustami i spuszczonymi głowami patrzeć, jak Pawlak unieważnia karę dla J&S.
Jarosław Kaczyński trzymał LPRi Samoobronę z daleka od służb specjalnych i kluczowych resortów Ale ważniejsze jest to, że wyborcy PO zobaczą, jak sztandarowe dla tego ugrupowania postulaty programowe będą chowane do szaf, bowiem nie znajdą uznania w oczach PSL. I mogą uznać, że cena za sprawowanie władzy z Pawlakiem, Sawickim i Kłopotkiem jest za wysoka, obejmuje bowiem rezygnację z najważniejszych dla tożsamości Platformy projektów.
Oczywiście Tusk i jego koledzy zrobią bardzo wiele, by ten fakt ukryć przed opinią publiczną, wiedzą bowiem, że śmiertelnym zagrożeniem jest uświadomienie sobie przez ich elektorat, iż PO oddała możliwość wdrażania w życie swego klasycznego programu za przyjemność tkwienia w rządzie (właśnie „tkwienia”, a nie rządzenia).
Temu służyć będzie odgrzewanie przez Platformę co chwilę jej sztandarowych pomysłów w nadziei, że PiS, PSL i LiD, współdziałając z prezydentem, ukatrupią je. A wtedy na te środowiska można będzie przerzucić odpowiedzialność za nierealizowanie programu Platformy.
Jednak może to przynieść odwrotny skutek – wyborcom co chwila będzie się przypominać, że partia Tuska nie jest w stanie spełnić swych wyborczych obietnic, zwłaszcza w podstawowych kwestiach (jak wspomniany podatek liniowy i pozbawienie partii politycznych dotacji z budżetu państwa czy ograniczenie o połowę liczby posłów itp.).
Pawlak jako wąż boa
Sondaż, o którym była już mowa, pokazujący, że prawie 2/3 wyborców dostrzega kapitulację PO w dążeniu do realizacji programu wyborczego, jest pierwszym sygnałem ostrzegawczym dla Tuska. Jeśli jego wyborcy zidentyfikują go jako słabego polityka, którego w śmiertelnym uścisku oplata niczym wąż boa Waldemar Pawlak, mogą przerzucić swoją sympatię na sprawiającego wrażenie silniejszego Kaczyńskiego lub w dniu następnej elekcji zostać w domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 8:52, 06 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Szklana podłoga rządu Donalda Tuska
Marek Migalski 14-02-2008, ostatnia aktualizacja 14-02-2008 00:52
Dziennikarze, komentatorzy, ale także politycy PO czują już, że nowa rządowa ekipa nie rozumie mechanizmów funkcjonowania państwa i nie panuje nad administracją. Ale o tym głośno nie mówią – pisze politolog z Uniwersytetu Śląskiego
Zadziwia różnica między tym, co słyszy się w czasie prywatnych rozmów z dziennikarzami, publicystami czy komentatorami i politykami na temat rządów Platformy Obywatelskiej, a tym, co czyta się, słucha i widzi w środkach masowego przekazu. W tym pierwszym przypadku słyszy się ostre oskarżenia o nieudolność i zupełny brak umiejętności w rządzeniu nowej ekipy. Natomiast w mass mediach obraz rządu jest raczej, a nawet zdecydowanie, pozytywny. To skutek efektu, który określiłbym jako szklaną podłogę.
Czy ekipa Tuska sobie nie radzi
Nawiązuje on do zjawiska opisywanego często przez feministki jako „szklany sufit”. W skrócie, jest to fenomen niemożliwej do przebicia zapory, ponad którą kobiety nie są zdolne się wznieść. I dzieje się tak pomimo ich wysokich kwalifikacji, prawnego równouprawnienia, obowiązujących przepisów.
Dla Platformy najgorsze, co ją może spotkać, to długi okres bezkarności i niezasłużonej przychylności w mediach
Egzemplifikacją tego zjawiska jest np. to, że kobiety na analogicznych jak mężczyźni stanowiskach zarabiają mniej, nie awansują tak szybko, jak ich koledzy, są niedoreprezentowane w polityce i na odpowiedzialnych stanowiskach. Wszystko niby jest dla nich otwarte, mogą startować do wszelkich urzędów i godności, domagać się większego uposażenia, ale jednak w swojej karierze natrafiają na ów „szklany sufit”. Szklany, bo niewidzialny.
W Polsce od trzech miesięcy mamy do czynienia z innym zjawiskiem – ze „szklaną podłogą”. Jej istota polega na tym, że liderzy opinii publicznej – w prywatnych i nieoficjalnych rozmowach – nie pozostawiają na obecnym rządzie suchej nitki. I to bez względu na poglądy polityczne.
Dziennikarze, publicyści, komentatorzy, ale także politycy, również z PO, przyznają, że nowa ekipa nie radzi sobie z procesem rządzenia. Nie rozumie mechanizmów funkcjonowania państwa, nie ogarnia biurokracji, nie panuje nad administracją. Jest coraz bardziej zagubiona w gąszczu krzyżujących się i często mało zrozumiałych interesów, procesów, interakcji grup i środowisk społecznych i politycznych. Poszczególni ministrowie nie panują nad powierzonymi im resortami, nie znają swoich ministerstw.
Coraz częściej w tej wąskiej grupie liderów opinii rozpowszechniane są informacje o tym, że posiedzenia gabinetu Donalda Tuska nie są dobrze przygotowane, że nie podejmuje się na nich ważnych decyzji, że panuje na nich bałagan. Premier jest zasypywany tonami dokumentów, których nikt nie potrafi segregować i nadawać im odpowiedniej rangi, skierować do właściwej osoby. Że politycy PO, którzy okazali się biegli w dziedzinie wygrywania wyborów, nie rozumieją nic z zakresu menedżmentu wielkimi strukturami państwowymi, nie potrafią ogarnąć specyfiki pracy w strukturach biurokracji.
Jak Nowak negocjował z Putinem
Nie są w stanie uzupełniać braków samego premiera, który nigdy nie pracował z tego typu mechanizmami i nie zarządzał wielkimi zespołami ludzkimi (poza szefowaniem partii). Problemem nie jest sam Donald Tusk i jego brak doświadczenia w tego typu aktywności, ale to, że wokół niego nie ma ludzi, którzy byliby mu w tej materii pomocni. Zmroził mnie widok Sławomira Nowaka na spotkaniu z Putinem w Moskwie, a potem jego występ w TVN24, kiedy to próbował dyskutować na tematy polityki wobec Rosji z ministrem Adamem Rotfeldem. Nowak nie był dla tego ostatniego żadnym partnerem, tak jak nie mógł być pomocny w negocjacjach z KGB-istami z Kremla.
Ogrywanie Rosjan, walka z nimi o realizację polskich interesów, prowadzenie polityki zagranicznej naszego kraju to nie to samo, co mobilizowanie młodzieżówki PO do denerwowania Kaczyńskiego w czasie debaty wyborczej z Tuskiem, czy kokietowanie Moniki Olejnik w „Kropce nad i”.
Osoby takie, jak minister Sławomir Nowak, Tomasz Arabski, Rafał Grupiński czy Adam Łaszyn, są na pewno bardzo pomocne w wygrywaniu wyborów parlamentarnych, ale na rządzeniu znają się raczej słabo i w żaden sposób nie mogą się przyczynić się do opanowania jego, to znaczy rządzenia, instrumentarium.
Dlaczego więc o tym bałaganie i niemocy w zarządzaniu i opanowywaniu aparatu państwowego nie wiedzą obywatele? Dlaczego jest to tematem rozmów dla „elity” politycznej kraju, a nie dopuszcza się do tej wiedzy zwykłych Polaków? To efekt „szklanej podłogi” – na górze jest to wiedza coraz powszechniejsza i będąca nawet tematem żartów, ale przeciętnemu Kowalskiemu obecny rząd jest wciąż prezentowany jako sprawna ekipa profesjonalistów.
Można, co prawda, zadrzeć głowę i samemu poobserwować, ale nie każdemu się chce i nie każdy też jest zdolny do tego typu refleksji. Od tego są mass media, żeby adekwatnie do rzeczywistości prezentować ją swym odbiorcom, by być jak powieść w opinii Stendhala – zwierciadłem obnoszonym po gościńcach.
Kogo krytykuje się bardziej
Odpowiedź na pytanie, dlaczego wiedza o niedoskonałościach nowego gabinetu pozostaje wciąż wiedzą sekretną, nie jest łatwa. Duża część dziennikarzy kibicuje obecnemu rządowi z tego prostego powodu, że reprezentuje on podobny do nich światopogląd.
Większość żurnalistów jest młoda, dobrze wykształcona, mieszkająca w dużych miastach, lepiej sytuowana – to naturalny elektorat PO i trudno się dziwić, że w ostatnich wyborach głosowali na Platformę i dziś są mniej skorzy do dyskredytowania jej nieudolności w rządzeniu. Jarosław Kaczyński niepotrzebnie wysila swoją dociekliwość, szukając powodów nieprzychylności części mediów w ich pochodzeniu, interesach, niemieckiej zależności.
Nie jestem pensjonarką i wiem, że poszczególne korporacje medialne mają swoje interesy, że są częścią gry politycznej, ale tłumaczenie krytycyzmu niektórych z nich krajem pochodzenia kapitału jest zajęciem jałowym. Już bardziej zasadne jest wskazanie na sympatie polityczne ich założycieli, ale i to nie tłumaczy, dlaczego znakomita większość dziennikarzy jest bardziej krytyczna wobec opozycji, a nie rządu.
Niedawno w jednym dniu padły dwie skandaliczne wypowiedzi na temat mediów z ust polityków PiS i PO, ale z o wiele większą krytyką spotkała się wypowiedź Kaczyńskiego na temat RMF niż sugestia Stefana Niesiołowskiego o ukaraniu „Rzeczpospolitej”. Mimo że ten drugi polityk jest dziś wicemarszałkiem Sejmu i to w jego kierunku powinno pójść większe oburzenie mediów – jeśli przyjąć obowiązującą przez ostatnie dwa lata zasadę, że rząd krytykuje się bardziej.
Kto się naje wstydu
Bez względu na to, jakie są przyczyny występowania w naszym kraju „szklanej podłogi” (czy są to poglądy dziennikarzy, interesy ich korporacji, spisek niemiecki, układ polityczno-biznesowy, nieświadomy elitaryzm środowiskowy itp.), można stwierdzić, że nie jest to dobre zjawisko.
Jeśli bowiem ukształtuje się taki zwyczaj, że o niedomaganiach i nieudolności rządów będzie się swobodnie rozmawiać i dyskutować jedynie w wąskich gronach elity politycznej, to implikować to może niszczenie demokracji poprzez wprowadzenie jej elitarystycznego charakteru, poprzez ograniczenie wiedzy zwykłych obywateli o problemach władzy i rządzenia.
I nawet jeśli tego typu ograniczenia byłyby powodowane szlachetnymi pobudkami (np. przez niechęć do szkodzenia gabinetowi, który uważa się za najlepszy dla Polski, poprzez strach przed powrotem do władzy nielubianych przez siebie polityków itp.), to w efekcie takie zachowanie szkodzi demokracji. Liderzy opinii publicznej nie są od tego, żeby pomagać temu czy innemu ugrupowaniu, ale żeby najlepiej jak potrafią opisywać rzeczywistość. W ten sposób wspierają demokrację, służą Polsce i – co paradoksalne – także tej partii, z którą sympatyzują, a która akurat jest u władzy.
Dla Platformy najgorszym, co ją może spotkać, to długi okres bezkarności i niezasłużonej przychylności w mediach. Wcześniej czy później tego typu „szklane podłogi” mają tendencję do zawalania się i wówczas giną pod nią nie tylko ci, którzy po niej skakali, ale także i ci, którzy ją budowali. Wstydu najeść się wtedy mogą i jedni, i drudzy.
Źródło : Rzeczpospolita
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:55, 10 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Premier niezwykle popularnego w sondażach rządu przemawia na wiecu chwaląc się swoimi sukcesami. Przemawia godzinę, dwie, trzy.
Wylicza:
- Pod Jasłem powstała właśnie sortownia odpadów w ktorej prace znalazło 200 osób!
Głos z tłumu:
- Ale tam nie ma żadnej sortowni!
- Na odcinku Płock -Toruń, wczoraj otworzylismy nowy, ponad 100 kilometrowy odcinek pięciopasmowej autostrady!
Ten sam głos:
- Kłamstwo! Tam nie ma żadnej autostrady!
Wreszcie Schetyna sie wk**wił i mówi:
- A ty koles zamiast się wozic po Polsce lepiej se włącz TVN!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 9:14, 11 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Po podsumowaniu pierwszych stu dni swej "działalności" rząd odetchnął z ulgą. Teraz znowu laba. Wystarczy skupić się na budowaniu wizerunku, czyli roztaczaniu przed narodem wirtualnego obrazu dobrobytu oraz dbać o sondaże. Media też szybko przestały trąbić o rzekomych sukcesach, na których opozycja nie była łaskawa nawet jednej suchej nitki zostawić, dość zasadnie krytykując raport rządu. Raport, który powinien być raczej opatrzony tytułem "koncert życzeń, czyli co dzisiaj PO nam obieca".
Media zajęły się więc pedofilami w kościele (Gazeta Wyborcza, która zamiast zgłosić swoją wiedzę na ten temat do prokuratury wykorzystuje ją do oskarżania kościoła), oskarżaniem rządu PiS o to, że był "zorganizowaną organizacją przestępczą" (adwokat rodziny pani Blidy), czy też zwalaniem winy za kryzys w służbie zdrowia na PiS, który to dostosował czas pracy w szpitalach do norm unijnych unikając w ten sposób nadmiernego przemęczenia lekarzy.
Pan premier natomiast, nie mając się specjalnie czym pochwalić wymyślił sobie, iż efektownie byłoby zrobić jakiś wygłup pod publiczkę, pokazując swoją chęć do oszczędzania budżetowych pieniędzy. Jego rząd odmówił przyjęcia ponad miliarda euro dotacji na uczelnie z Unii Europejskiej, natomiast zaproponował w to miejsce nowy sposób oszczędzania. Pan premier lata teraz mianowicie na spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych ... rejsowym samolotem. Nie jest to oczywiście tańsze, bo takie przedsięwzięcie logistyczne wymaga wielu dodatkowych zabiegów, usztywnia program wizyty, uzależniając go od rozkładu lotów rejsowych i powoduje dodatkowe opóźnienia. Mało tego, podczas lotu ktoś zadzwonił do biura LOT w Nowym Jorku z informacją, że na pokładzie samolotu jest bomba. To spowodowało dodatkowe komplikacje, opóźnienia, dyskusje itp. itd. Polonia amerykańska naszego cudotwórcy też nie przyjęła specjalnie gorąco. Zapewne ze względu na fakt, iż TVN ani RMF FM nie nadają w tych okolicach i nie są oni aż tak podatni na manipulacje medialne, mając dość szeroki wybór kanałów informacyjnych.
Pan premier Tusk był łaskaw poróżnić się ze swym błyskotliwym zastępcą, panem Pawlakiem. Poszło o politykę energetyczną. Ten ostatni wsławił się przykładowo umorzeniem długu swoim kolegom w spółce "J&S Energy". Zapłaci państwo, czyli podatnicy. Niemniej nie ma się co martwić, pan premier na pewno oszczędzi pieniądze latając samolotami rejsowymi. Nie jest już tak powściągliwy minister obrony narodowej, pan Klich, który to wojskowym samolotem lata sobie na rodzinne weekendy do przepięknego Krakowa, ale pozostaje nam wierzyć, że oszczędności premiera zrekompensują inne niepotrzebne wydatki.
Nastąpił też postęp obyczajowy. Były prezydent, człowiek legenda, autorytet "milionów Polaków" (to takie ulubione sformułowanie posłów PO) krytykując obecnego prezydenta L. Kaczyńskiego nazwał go w ogólnopolskim programie TVN24 "durniem". W swoim blogu użył potem jeszcze sformułowania "s...syn". Nie wiem, co według naszej legendy powinno stać w miejscu tych kropek - ale mogę się domyśleć. Zapewne chodziło mu o "skurwysyna". Takim językiem operuje publicznie człowiek legenda, autorytet, jeden z filarów obecnego rządu. Zamarłem w bezruchu, gdyż pamiętam przecież, jak sąd skazał Wojciecha Cejrowskiego za użycie słów "tłuste dupsko" pod adresem prezydenta Kwaśniewskiego. Co to teraz będzie? Jak się okazuje, sprawa nie dotarła nawet do sądu, gdyż prokuratura obsadzona przez nowego ministra Ćwiąkalskiego nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Czyli teraz już wolno publicznie nazywać prezydenta "durniem" lub "skurwysynem" (przepraszam osoby bardziej wrażliwe - ale tylko cytuję nasz autorytet moralny)
Ponadto miały miejsca pomniejsze zdarzenia, umykające uwadze mediów, jak na przykład zwolnienie z aresztu 9 bardzo brutalnych bandziorów z grupy pruszkowskiej. W wyniku ich zwolnienia świadek koronny został zastraszony i odmówił dalszej współpracy z wymiarem sprawiedliwości. Rozgorzała dyskusja nad zwolnieniem z aresztu aferzysty i przestępcy (wsławionym na przykład obcinaniem ludziom palców, lub więzieniem ekipy TV) pana Henryka Stokłosy. Jego wrogowie są straszeni śmiercią przez środowiska które starają się go uwolnić. Do telewizji publicznej wraca Tomasz Lis, od którego Gebels mógłby uczyć się propagandy. I tak dalej i tak dalej.
Krótko mówiąc... sukcesów nie ma końca
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aerolit
Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 7:23, 24 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
2008-04-24, 07:10:44
Tak szczerze - czy spodziewliscie się aż takiej nieudolności Tuska?
Wśród moich znajomych jak pisałem ucichły rozmowy polityczne. Większość z nich uwierzyła w cuda irlandzkie w stopniu nie mniejszym niż nasz WarzŁuk czy też nasz gospodarz Janke. Teraz po cichu przebąkują, że nieróbstwo tuska jest dla nich niespodzianką. Część liczyła, że po wygranych wyborach tusk zdecyduje się na reformy w stylu początków rządzenia AWSu. Wprawdzie spora część elektoratu kamaryli ryszawego to niedouczona młodzież. Oni się niczego nie spodziewali. Nakręceni przez WSI24 i różnych powiatowych wkładających polskie flagi w gówna i majewskich pobiegli zagłosować za peło jak bydło na rzeź. Dla nich zagłosowanie na PiS było "siarą".
Jak Ubekistanowi udało się zindoktrynować młodych ludzi kiedyś będą pisać o tym prace naukowe. Bezideowość sprzedano jako "nowoczesność i europejskość, lenistwo jako "spokój społeczny", a brak programu jako "pragmatyzm".
Powoli słychać już jednak jęki zawodu. Drożyzna załatwia praktycznie wszystko. Rządy komuchów i AWS pogrzebały afery - ryszawego zabiją ceny prądu, paliwa, pietruszki, kartofli i jabłek.
Jestem przedsiębiorcą. Powoli słucham dookoła jak przebąkuje się o nadciągającym kryzysie i załamaniu. Nawet duże firmy zatrzymują planowane inwestycje. Walka o zamówienia zaczyna być coraz ostrzejsza.
I pomyśleć, że jeszcze pól roku temu był taki entuzjazm w polskiej gospodarce. Ludzie kupowali bez ograniczeń i nie zastanawiali się nad swoją przyszłością. Bezrobocie na szczęście jeszcze nie rośnie. Cóż jednak z tego gdy niewielkie podwyżki płac zeżarła inflacja i drożyzna nie porównywalna z żadnym okresem III Rzeszy Grubokreskowej.
I do tego te błogie nieróbstwo plajtformy.
I te ubóstwiające ryszawego media ubekistańskie.
Jestem przeciwnikiem lumpenliberałów. Przyznam się jednak aż takiej ich nieudolności się nie spodziewałem.
Szczerze.
A wy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|