Prawo i Sprawiedliwość
Forum członków oraz sympatyków PiS
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Prawo i Sprawiedliwość Strona Główna
->
Wydarzenia
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Administracja
----------------
Regulamin
Propozycje kategorii oraz tematów
Ludzie Forum
Partia
----------------
Przywództwo
Program
Idee oraz strategie
Wydarzenia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Aerolit
Wysłany: Śro 20:41, 20 Sty 2010
Temat postu:
PIOTR SZUBARCZYK:
Sztafeta pokoleń
Maria Fieldorf-Czarska, córka zamordowanego przez komunistów generała Wojska Polskiego Augusta Emila Fieldorfa „Nila” – przebywała 3 i 4 września w Krakowie. Na terenie szkoły oraz jednostki wojskowej noszących imię jej Ojca wygłosiła przesłania o pięknej, ogólnopolskiej wymowie.
3 września pani Fieldorf-Czarska odwiedziła uczniów Zespołu Szkół Mechanicznych Nr 4 im. Gen. Bryg. A. E. Fieldorfa „Nila”. Witała ją wzruszona dyrektor szkoły mgr Anna Łabno oraz uczniowie i goście, wśród nich kombatanci AK. Pani Maria odczytała przygotowane wcześniej przesłanie skierowane zarówno do uczniów krakowskiej szkoły, jak i do ogółu polskiej młodzieży. Termin spotkania z krakowską młodzieżą przypadł w dniu 81 urodzin Danuty Siedzikówny „Inki”, sanitariuszki AK, zamordowanej z wyroku komunistycznego sądu w 18 roku życia, choć nikt tego nie planował i sami organizatorzy byli bardzo zaskoczeni!
W piątek 4 września, pani Fieldorf-Czarska przebywała w Jednostce Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych im. Gen. Bryg. A.E. Fieldorfa „Nila” w Krakowie. Obecne były delegacje młodzieży oraz kombatanci ze Światowego Związku Żołnierzy AK. Podczas uroczystości dokonał się niezwykły, symboliczny akt przekazania Sztafety Pokoleń. Przekazującymi byli weterani Armii Krajowej, odbierającymi zaś młodzi żołnierze oraz przedstawiciele młodzieży. Akt Sztafety Pokoleń podpisali m.in. płk Czesław Cywiński, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK, oraz Maria Fieldorf-Czarska. Także uroczystości w jednostce wojskowej miały nieplanowanego patrona. 4 września przypadała 200. rocznica urodzin Juliusza Słowackiego. W wystąpieniach okolicznościowych przywoływano zarówno „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego, jak i dumne inskrypcje na grobie „Matka i Serce Syna” w Wilnie, wzięte z poezji Słowackiego.
Dopełnieniem bogatego programu uroczystości było wmurowanie kamienia węgielnego pod przyszły pomnik generała „Nila” na terenie jednostki, wizyta pani Marii na ulicy Lubicz, gdzie dawniej mieszkała rodzina Fieldorfów, capstrzyk w Parku Jordana, gdzie znajduje się popiersie „Nila” oraz uroczyste przekazanie Orderu Orła Białego, nadanego pośmiertnie generałowi „Nilowi” przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego – do Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, które również nosi imię „Nila”.
Dwudniowe uroczystości zakończyło wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych w Auli Instytutu Duchowości Karmelitańskiej, na które przybyło około 200 osób.
Pani Maria Fieldorf-Czarska prosi o przekazanie za pośrednictwem „Naszej Polski” serdecznych podziękowań dla wszystkich organizatorów uroczystości, w szczególności zaś dla płk. Mariusza Skulimowskiego, dowódcy jednostki sił specjalnych, dla dyrektor Zespołu Szkół mgr Anny Łabno oraz dla wolontariuszy: Władysława Kuci z Krakowa oraz Ireneusza Kaczmarka z Gdańska. Szczególną satysfakcję sprawiła pani Marii obecność na uroczystości gen. dyw. Włodzimierza Potasińskiego, dowódcy sił specjalnych Wojska Polskiego, oraz biskupa sufragana krakowskiego Jana Zająca, który odprawił Mszę św. w intencji żołnierzy jednostki i w serdecznych słowach zwrócił się do córki „Nila”. Prawie jak testament zabrzmiały słowa pani Marii, w których wyraziła przekonanie, że szczątki jej Ojca zostaną ostatecznie odnalezione. Wyraziła życzenie, by zostały pochowane w Krakowie, po Mszy św. celebrowanej przez księdza biskupa sufragana…
* * *
Przesłanie Marii Fieldorf-Czarskiej
do polskiej młodzieży
„Musicie od siebie wymagać. Musicie od siebie wymagać, choćby inni od Was nie wymagali”.
(Sługa Boży Jan Paweł II do młodzieży, rok 1983)
Przesłanie zawarte w słowach Sługi Bożego Jana Pawła II, skierowanych do młodzieży w pamiętną sobotę 18 czerwca 1983 r. w Częstochowie, wydaje się łatwe do wprowadzenia w życie. Pozornie łatwe. Człowiek jest bowiem dla siebie nazbyt pobłażliwy, choć od innych wymaga wierności, poświęcenia i bezinteresownej pomocy w trudnych chwilach.
Wasze oczekiwania i wymagania kierowane są przede wszystkim do rodziców, potem do nauczycieli, do kolegów. Co dajecie w zamian? Czy zastanawiacie się czasem, co dobrego możecie zrobić nie tylko dla siebie, nie tylko dla bliskich – ale także dla swojej Ojczyzny?
Całe moje życie podpowiada mi, że ten, kto służy Ojczyźnie, służy także sobie samemu, bo wielkie idee wyzwalają w człowieku wielkie siły, radość życia, energię i szlachetność, przybliżają go do Boga. Czy my jeszcze rozumiemy dziś słowa największego poety czasów starożytnych o tym, że słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę („Dulce et decorum est pro patria mori”)?
Co możecie więc zrobić dla Polski? Możecie wiele i nie musicie już, jak pokolenia przed Wami, rzucać „swój życia los na stos”. Wasza pokoleniowa misja to przede wszystkim nauka i doskonalenie się w różnych dziedzinach wiedzy i umiejętności. Polska potrzebuje obywateli światłych, prawych i kochających swój Kraj. Polska potrzebuje ludzi idei i wartości, gotowych tych idei i wartości bronić. Polska potrzebuje obywateli świadomych historii swego narodu i swego państwa, potrafiących bronić swoich bohaterów przed oszczercami i pokazywać ich innym narodom.
Wierzę, że będziecie godnymi następcami naszego pokolenia, pokolenia Armii Krajowej, które powoli odchodzi. Wam, młodzi Polacy, powierzamy Polskę, Ojczyznę naszą i Waszą. Niech Pan Bóg ma Was w swojej opiece.
Maria Fieldorf-Czarska
Kraków, 3 września Roku Pańskiego 2009
* * *
Sztafeta Pokoleń.
Przesłanie Żołnierzy Armii Krajowej
do młodzieży polskiej w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej.
Nie depczcie przeszłości ołtarzy
My, żołnierze Armii Krajowej, podkomendni Generała „Nila”, zastępcy dowódcy głównego Armii Krajowej, szefa legendarnego Kedywu, odchodzimy już na wieczną wartę.
Pragniemy, by młode pokolenie Polaków przejęło od nas w Sztafecie Pokoleń – symbolizującej rozwój społeczeństwa w oparciu o najszlachetniejsze wzorce miłości do Ojczyzny i przekonanie, że dla Polaka największą po Bogu wartością jest niepodległy byt Rzeczypospolitej, za którą walczyli i umierali nasi ojcowie.
Jesteśmy szczęśliwi, że nie brakuje dziś młodych Polaków, którzy w służbie dla kraju widzą sens życia i codziennej pracy dla siebie i dla swych następców w Bożej Sztafecie Pokoleń. Świat się zmienia, idee pozostają. W czasach naszego dzieciństwa ojcowie uczyli nas patriotyzmu na przykładach z życia bohaterów Powstania Styczniowego. Ostatni z nich byli jeszcze wówczas wśród nas! Nasze przesłanie dla Was, młodzi Polacy, wypowiadamy więc słowami członka powstańczego Rządu Narodowego, wybitnego poety, pochowanego w roku 1897 w Krypcie Zasłużonych na krakowskiej Skałce. Adam Asnyk powiedział młodzieży swoich czasów:
Szukajcie prawdy jasnego płomienia!
Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg.
Za każdym krokiem w tajniki stworzenia
Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia
I większym staje się Bóg! […]
Każda epoka ma swe własne cele
I zapomina o wczorajszych snach.
Nieście więc wiedzy pochodnię na czele
I nowy udział bierzcie w wieków dziele,
Przyszłości podnoście gmach!
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść.
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć! […]
W poszukiwaniu sensu życia i lepszego świata nie zatraćcie nigdy odwiecznych polskich idei niepodległości kraju i wolności osobistej każdego z nas. Strażnicy tych idei okupili je potem, krwią i łzami. Strzeżcie tego depozytu!
Działo się 4 września Roku Pańskiego 2009 w Krakowie, w obecności Marii Fieldorf-Czarskiej, córki generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila” – żołnierza 1. Kompanii Kadrowej, I Brygady Legionów Polskich, oficera Wojska Polskiego, Służby Zwycięstwu Polsce, Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej, komendanta organizacji NIE jak Niepodległość.
Piotr Szubarczyk
NASZA POLSKA NR 37/2009
http://np.wolnapolska.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=486%3Apiotr-szubarczyk-sztafeta-pokole&Itemid=56
sonia@octanet.pl
Wysłany: Wto 11:20, 21 Lip 2009
Temat postu: TO NIE BYŁA WOJNA DOMOWA
Asindziej napisał:
O tych faktach ciągle cicho i wciąż w umysłach synonimem okrucieństwa pozostało gestapo, natomiat ubeccy oprawcy nie dorobili się takiej opinii, choć na nią w nie mniejszym stopniu zasłużyli.
jestem z pokolenia powojennego
ale wciąż pamietam szeptem opowiadane okrucienstwa rożnych band
i napewno nie dotyczyły one Zółnierzy A.K
szkoda
ze wciąż tak malo się o tym mowi,umiera pokolenie,ktore znało prawdę,moje jej nie pamieta lub nie chce
a pozostali już nic prawie nie wiedzą na ten temat,bo postarały się o TO
plastelinowi ...
a szkoda
Aerolit
Wysłany: Nie 9:27, 19 Kwi 2009
Temat postu:
Ciąg dalszy:
Ideologia Polactwa w Niemczech
Na Walnym Zebraniu Związku Polaków w Niemczech 15 12 1937 r. dyr. Światowego Związku Polaków z Zagranicy Stefan Lenartowicz mówiąc o wartości ludu polskiego w Rzeszy powiedział: "Stworzyliście swą własną polską ideologię, która w tak znamienny sposób przenikała i przenika na wszystkie tereny Polaków z Zagranicy. Zdobyliście miłość i zaufanie Narodu Polskiego". - Stwierdzenie to, ma znaczenie zasadnicze. Zbija ono bowiem twierdzenia niemieckie, iż Polacy w Rzeszy są grupą nic nie znaczącą, nie twórczą i (w myśl tezy germanizacyjnej) należą do kręgu kultury niemieckiej. Wszystko zaś co uchodzi za polskie jest "propagandą warszawską". Teza ta "uprawniała" germanizatorów do nazywania ludu polskiego na Śląsku, Kaszubach czy Mazurach "nowoniemieckimi szczepami" (neudeutsche Staemme). - Według założeń socjologicznych każda grupa narodowa', żyjąca w obcym otoczeniu lub w formie nie-macierzystej, jeżeli jest dynamiczną i twórczą (warunek bez którego przestaje istnieć) jest grupą elitarną. Jednostki słabe, czy zmaterializowane (podatne na demoralizację) należą do elementów niepewnych (fluktuacyjnych) i w życiu kulturalno-narodowym danej grupy udziału przeważnie nie biorą. Potwierdza to elitarność i statystyka (m. i. niem.), która notuje np. iż najmniejszy procent przestępstw wykazują mniejszości narodowe.(…)
Zatem grupa narodowa oderwana od macierzy skupia prawic wyłącznie jednostki pełnowartościowe, które swą dynamiką twórczą i ambicją wyróżniają się od obcego otoczenia. (Przykład: kupiec Niemiec w państwie niemieckim poświęcając jak najlepiej swój czas i siły swemu zawodowi wypełnia swój obowiązek w zupełności i jest jednostką wartościową zarówno dla swego państwa jak i dla swego Narodu. Kupiec Polak w Niemczech musi natomiast nie tylko równie dobrze (a nawet lepiej - zważywszy stawiane nam trudności) prowadzić interes, by być pożytecznym obywatelem, lecz równocześnie musi gromadzić własne polskie siły duchowe (kulturalne, narodowe), aby ustrzec się przed germanizacją. Wymaga to od niego stałej mobilizacji sił zarówno fizycznych, jak duchowych, to zaś wzmaga ambicję, inicjatywę twórczą, wytrwałość, dzielność, przedsiębiorczość. Walka, którą prowadzi mniejszość narodowa, sprowadza się przede wszystkim do walki z przemocą materialną. Państwo posiada wszystkie środki formalne, które zastosować może wobec grupy narodowej, jak również takie środki pieniężne, z którymi i najbogatsza grupa mierzyć się nie jest w stanie.
Zatem grupa narodowa, która chciałaby z formą i pieniądzem walczyć tymi samymi środkami skazana jest na zagładę. Przemocy materialnej można przeciwstawić jedynie siłę ducha, której ani skonfiskować ani kupić nie można. Grupa narodowa pragnąca utrzymać swą odrębność musi zatem być twórczą przede wszystkim duchowo, a więc ideowo i kulturalnie. Wynaradawiającemu materializmowi przeciwstawić musi wzbogacający duchowo idealizm. Ta konieczność stałego mobilizowania sił duchowych, stałego pielęgnowania i chronienia wartości rodzimych, konieczność zgłębiania prawd naturalnych (np. jesteśmy Polakami), wreszcie przymus wyraźnego wyodrębniania swych pierwiastków narodowych sprawia, iż świadoma swych celów grupa narodowa ma dane i obowiązek wyrażania najczyściej ideologii narodowej bądź w słowie, bądź w czynie. (…) - Historia tej części Narodu Polskiego, która znajduje się w Rzeszy niemieckiej, świadczy o warunkach ciężkich i twardych. Wytrwać w ciągu tylu wieków przy Polskości oznaczało posiadać nie bogactwa materialne (lud polski w Rzeszy to gospodarze, przeważnie małorolni, robotnicy i rzemieślnicy), ale duchowe; oznaczało dalej rozwinąć w charakterze narodowym cechy takie, jak wola, wytrwałość, nieustępliwość, roztropność. przedsiębiorczość i in., wreszcie umieć zrezygnować z wygód materialnych na rzecz wartości ideowych i pod trzymywać w godności nienaruszalnej imponderabilia najistotniejsze: Wiarę, Miłość i Honor. Wymagały tego, wieki minionej walki, kiedy walka trwała w większej gromadzie i na większym obszarze. Wymagał i wymaga tego ze zdwojonym wysiłkiem okres obecny. rozpoczęty po wojnie, po plebiscytach. Ci, którzy zostali w granicach Rzeszy musieli okazać hart niecodzienny i wolę twórczą, olbrzymią, by udowodnić iż Polskości koleje losów ani usunąć ani złamać nie potrafią. Lud Polski w Rzeszy, który po przełomie, mimo wyjazdu dotychczasowych przywódców, potrafił odrodzić się duchowo i organizacyjnie, to lud prosty a społecznie wolny (od 15 wieku, prawie na wszystkich terenach nieznający pańszczyzny). Pozbawiony wieki całe warstwy przewodzącej (szlachta i inteligencja materializowały się szybko, a co zatem idzie germanizowały) lud polski w Rzeszy sam tworzył naturalne wartości narodowe, wzbogacał język, pieśni, obyczaj.
Polskość utrwalona w nazwach miejscowości zachowywana była i jest przez rodziny polskie z równą żarliwością, jak ziemia, którą chłop polski orze na Śląsku, Kaszubach, czy Warmii. Ideowe poglądy narodowe wyrażane były i są prosto, jednoznacznie. Przeciwko materializmowi i przeciwko temu wszystkiemu co rozumem skonstruowane patrzy jedynie osobistej korzyści, przeciwstawił lud polski w Rzeszy prostotą serca, z którego płynie miłość Boga i Narodu i które odczuwa wspólnotę i pożytek gromady. - Całą swą walkę oparło Polactwo w Niemczech na idealiźmie i na imponderabiliach, jako jedynej broni przeciwko naporowi przemocy materialnej. Znalazło to swój wyraz w oświadczeniach. uchwałach, przemówieniach, artykułach i wydawnictwach Polaków w Niemczech, no, a przede wszystkim w wytrwałości codziennej Polactwa w Rzeszy. Bez tej stałej mobilizacji duchowej nie mogłoby być mowy nie tylko o życiu organizacyjnym. gospodarczym, szkolnym i t. d. Polaków w Niemczech, ale w ogóle o przetrzymaniu tych wszystkich przełomów, które przechodzić musieli (1914 - 1918, 1921, 1933, 1939). - "Polskość istotą duszy Polaka!" mówił na kongresie ks. Patron Dr. Bolesław Domański i tymi słowy wyrażał uczucia ludu polskiego w Rzeszy: "Polskość to dar z nieba, od Boga mi dany. Jakże można gardzić tak cennym darem? Gardzić? Dlaczego? Za co? A jeśli chciałby ktokolwiek bądź Cię przekupić, za złoto Polskości Ci dać co innego? Obacz najprzód, czy to jest coś lepszego! A choćby było nawet stokroć lepsze! Aleć to nie Twoje! To nie część Twej istoty, Twej duszy polskiej! To jakby Ci ktoś zamiast Twej matki rodzonej inną chciał ofiarować! A bogatą a liczoną, a strojną w aksamity, klejnoty, brylanty i złota, a królową jakąś możną a piękną cudownie, a nader miłą i słodką i czułą i tkliwą, nader serdeczną i świetną! Cóż powiesz?' Nie chcę innej matki! Ja chcę moją matkę mieć. moją rodzoną matkę! Choć ona nie piękna, ni tak może miła, choć ona prosta i uboga i nie tak serdeczna, choćby nader skromnie ubrana. Ale matki nikim i niczym zastąpić nie można. Polskość nasza to miłość! Z miłości zrodzona, do miłości wiedzie. Miłością wzajemną miłością do swoich.
Nie ona ślepą, która dla ziemskich korzyści zaprzedaje własną duszę, dzieci duszę. Ale ona miłością prawdziwą, która do każdej ofiary jest gotowa dla Wiary i Narodowości. Miłość to wzajemna, która nie zazdrości, na złość nie czyni, nie nadyma się. nie szuka swego, nie myśli złego, weseli się z prawdy, wszystko znosi. Tą miłością Polskość Ciebie darzy. Więc tedy ta Polskość to istota, życie Twej duszy. Tracąc. porzucając Polskość, tracisz, porzucasz istotę Twej duszy a oddając coś z swej Polskości, rozpoławiasz Twą duszę. A dzieci pozbawiając Polskości, jakbyś część życia duszy swej oddawał. Żaden król nie jest dosyć bogaty. by mi moje przekonanie odkupił, przekonanie narodowe". A Kierownik Naczelny Związku Polaków w Niemczech, Dr. Jan Kaczmarek na tymże Kongresie tak ujął siły Polactwa w Rzeszy: "Siły Ludu naszego nie budujemy na cyfrach i mądrze obmyślonych formach lub statutach, ani na pieniądzach. ani na genialnych kierownikach (Direktoren): najlepszy rolnik na lodzie żyta nie uprawi, oczywiście bez rolnika i najlepszą ziemię chwast zadusi. Dobry rolnik z ziemi urodzaj wydobywa. przez dobrą uprawę - dobry działacz społeczny ludowi przewodzi przez dobre wychowanie. Potrzebujemy działaczy społecznych, nie wyścigujących się w otrzymaniu urzędów, ale wyścigujących się w obowiązkach dla Ludu swojego. w wyrozumieniu i współczuciu każdego Rodaka w jego ciężkich warunkach życia. Lud nasz potrzebuje rodziców, uważających wychowanie swych dzieci za zadanie bardzo ważne.' Do tych sił naszych społecznych doliczamy w pierwszym rzędzie nasze matki - królowe domu rodzinnego! Całujemy błogosławione dłonie naszych matek! Nasze siły społeczne to ojcowie, którzy synów do boku swego w pracy dla ludu przywołują - a synowie, którzy drżą na okazję, aby ojcom swoją zdatność i chęć do walki pokazać Siłą społeczną pierwszej wagi jest religijność naszego Ludu, bo religijnemu Ludowi praca dla Narodu jest hymnem w hołdzie podniesionej Hostii; polskim pacierzem dziękując Bogu za istnienie w Narodzie Polskim. Wysoki poziom świadomości społecznej wykazał Lud nasz swoją karnością organizacyjną i osobistą. Prosty od wieków wypróbowany fakt - jeden jest ojciec w rodzinie - przystosował Lud nasz do organizacji społecznej, dając Związkowi Polaków ten ojcowski dozór nad wszystkimi organizacjami polskimi w Niemczech i ojcowskie dopatrzenie na zewnątrz wobec władz państwa i międzynarodowych zagadnień. I tu tkwi źródło naszych sił, bo tylko tą drogą Lud Polski w Niemczech doszedł do najważniejszego czynnika roboty społecznej, do Jedności: Jedność tak utęskniona przez wielu gdzie indziej. u nas jest szczęśliwą naszą rzeczywistością i to z własnej, niewymuszonej dobrej woli Ludu samego naprzeciwko wielu siłom przeciwnym. Kochany Ludu Polski w Niemczech - dobry dajesz przykład! Przez braterstwo Twoje nie ma w naszym społeczeństwie ani klas, ani stanów, ani partii - są tylko Polacy, polską robotą Polactwu służący.
Nasze hasło główne: Jesteśmy Polakami! Nasze hasło społeczne.: Polak Polakowi Bratem. Nasza, wysoka dynamika społeczna polega na zasadniczym rozumieniu, że prawdy rozumu są międzynarodowe: 2 razy dwa jest 4, tak samo po polsku, jak po niemiecku, duńsku itd., ale prawdy duszy są narodowe: Honor polski jest tylko polski. Serce polskie jest tylko polskie. Idea Polska jest tylko polską. Głęboko uprzytomniło sobie społeczeństwo nasze tą prawdę. która stała się nam w walce narodowej, zwłaszcza w naszych warunkach, potężną bronią. Kto raz pojął. że w walce narodowej ma po swojej stronie tak zwycięskiego sojusznika, jak Króla Ducha, temu wiary w zwycięstwo nikt z serca już nie wyrwie! Stąd też nasza radosna postawa. której wielu z zewnątrz nie może zrozumieć: My, którzy wiemy, że szczera Wiara Ojców naszych w przyszłość Polski doprowadziła do niepodległości. odnosząc zwycięstwo nad wszystkimi, tak logicznymi oblężeniami olbrzymich sił materialnych 3 państw przepotężnych - my już nie damy się odprowadzić od tej siły duchowej, którą jest wiara, bo wiemy, że wiara najstraszliwiej wyglądające potwory materialne w końcu przemoże. To też mamy słuszny powód do radości. I z tą radością w sercu inaczej reagujemy, niżby się po nas spodziewali ci, co wśród nas nie Żyją. Oni się nas pytają: "Cierpieć musicie?!? - "Cierpieć?" "Nie!" "- "Trwać!" Oni nas się pytają: "Nie skarżycie się?" - "Skarżyć? Nie! Oskarżać!" I w ten sposób wytrącamy wrogowi jedyną poważną broń, którą by nas mógł doprawdy przezwyciężyć - nasz własny strach i naszą własną obawę. Więcej: Na miejsce sławetnego .. Minderwertigkeitsgefuehl" stanęła duma narodowa, która pogłębiła naszą miłość do Narodu Polskiego i nasze uczucie honoru narodowego. To też Lud nasz polski w Niemczech dziś wkłada w głoszenie "Jesteśmy Polakami" taką dumę. takie uczucie honoru, taką wiarę w zwycięstwo, taką wolę do życia, taką radość zuchwałą. jaką okazuje nasz zuchwały, dumny królewski znak "Rodła". Taki jest stan dynamiki naszego społeczeństwa. Syna takiego Ludu nie zrobisz już zdrajcą wyszydzaniem i wyśmiewaniem z biednej chusty matki jego. On wie jak to nam dziś w takich przecudnych słowach przedstawił nasz Ks. Patron, serca matki nie zastąpi żadna jedwabiami i błyszczącymi klejnotami obwieszona macocha. On wie. że materialne formy zewnętrzne przeminą a treść jest stałą i jedynie ważną. I tę prawdę prostą wnosimy do naszego kapitału społecznego." Poglądy młodzieży polskiej w Niemczech charakteryzuje hasło rzucone w "Młodym Polaku w Niemczech". Wyznanie to brzmi: - "Jesteśmy radykalistami Polskości!" - W wydawnictwie obrazującym postawę ideologiczną Polaków w Rzeszy p. t. "Polactwo Walczące" znajdujemy m. in. takie wypowiedzi: Wierząc w Boga i Naród Polski, służymy Idei Polskiej. Od wieków w twardych losu kolejach obyci, wiemy, że w walce zwycięża siła ducha a nie materii. I stąd my: niezamożni Polacy w Niemczech, wygramy! Duch nasz możny i silny. "W 15 latach walk i prac doświadczył Związek Polaków, że w najuboższych chatach najofiarniejszych i najgorliwszych braci się odnajduje. I stąd dla Polaków w Niemczech mała uboga chata jest symbolem wielkiego, bogatego ducha. Materia nic nie znaczy, duch to potęga!"
Dla Polaka w Niemczech nie to piękne i wspaniałe, co formą efektowną błyszczy, ale co treścią niewidzialnie a odczuwalnie promieniuje. I stąd spracowana kobieta w zwykłej chuście na głowie jest dla nas najczcigodniejszym wizerunkiem Matki Polki. Nie forma, ale treść!" "Naród to nie zbiorowisko maszyn działających według utylitarnej woli. Naród to olbrzymie ognisko serc i duchowej woli. I dlatego Naród jest wieczny a rozumowe twory nietrwałe. W Narodzie więc serce i rozum muszą być odpowiednio do swego znaczenia stosowane: Dusza jako źródło siły. Rozum jako środek do celu". ..Miłość jest siłą człowieka - nienawiść słabością. Polacy w Niemczech nie znają nienawiści do nikogo. Polacy w Niemczech miłują wszystką siłą serca Boga Jedynego i Polskę-Naród." .,Człowiek bez wiary jest jako kłos bez ziarna, ziemia bez nieba a niebo bez słońca. Biedny i samotny. Człowiek wierzący zasię to mocarz, co wiarą góry przenosi, światy zdobywa. I Bóg jest z nim." Trzy są słowa które z sercem polskim się zrosły: Słowo najpiękniejsze - Matka. - Słowo najważniejsze Naród. - Słowo najświętsze - Bóg!" "Lud polski w Niemczech to lud wierzący, to lud, który wiarą swoją fanatyczną wielkich rzeczy dokona. Niech się więc nikt nad nami nie lituje i taniej łzy nie roni, lecz chcąc nam prawdziwie pomóc, niech wierzy z nami!" Powie człowiek rozumem liczący: - Szaleńcy! przecież tylu rzeczy nie macie. przecież stoicie biedni, ubodzy naprzeciwko bogactwa i siły. Jakże chcecie wygrać? . . A na to Polak w Niemczech, sercem wierzący, odpowiada: Wiarą wygramy! Tej skonfiskować nie można. Polskie serca wierzące to nasza siła, która zwycięży." Cytaty te, choć ani w części nie wyczerpujące sprawy, charakteryzują nastawienie ideologiczne Polactwa w Niemczech w rzeczach narodowych. Najprościej a jednocześnie najpełniej ideologia Polactwa w Niemczech wyrażona została w ogłoszonych na Kongresie Polaków w Niemczech Prawdach Polaków: Prawda pierwsza - Jesteśmy Polakami. Prawda druga -Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci. Prawda trzecia - Polak Polakowi bratem. Prawda czwarta - Co dzień Polak Narodowi służy. Prawda piąta - Polska Matką naszą, nie wolno mówić o Matce źle. O prawdach tych padły na Kongresie te, istotne dla całej ideologii Polactwa w Niemczech słowa: "Prawdy nasze nie z rozumu mędrców wielkich się wywodzą, ale z najprostszych serc Ludu Polskiego wydobyte są. Prawdy te zatem dla serc polskich są."
______________________________ Leksykon Polactwa w Niemczech, 1939 Wydawca: Związek Polaków w Niemczech T. z., Druk: "Nowiny" Opole (Oppeln OS.)
http://www.halat.pl/polactwo.html
Aerolit
Wysłany: Nie 9:25, 19 Kwi 2009
Temat postu:
Leksykon
Polactwa w Niemczech
1939.
Wydawca: Związek Polaków w Niemczech T. z.
Druk: "Nowiny" Opole (Oppeln OS.)
Polactwo
Polactwo, słowo sztandarowe Polaków spod znaku Rodła, określające wspólnotę walczącej o jedną sprawę gromady. Jeśli się mówi "Polacy" - to może to być dwóch Polaków, może być tysiąc i milion. Mówiąc natomiast "Polactwo", ogarniamy słowem tym wszystkich Polaków, zespalamy ich w jedną bryłę słowną. Istnienie słowa "Polactwo" w języku polskim dowodzi nie tylko bogactwa mowy naszej, ale przede wszystkim głębokiej spójni narodowej. Mamy bowiem na określenie tej spójni szereg słów, z których każde treść odrębną oznacza, a więc: Naród Polski, Polska, Polskość, Polszczyzna, Polak, Polacy, Polactwo. Rodowód słowa "Polactwo" jest równie, jak ono piękny i wspaniały. Słowo to wywodzi się ze staropolszczyzny (Wacław Potocki miał w jednym z wierszy pisać: "Polactwo wali naprzód!") i po dziś dzień przetrwało w mowie ludu polskiego Opolskiego Śląska, Krajny, Wielkopolski i Mazur. W w. XIX etymolodzy zanotowali słowo to na Westfalii i Nadrenii, we Francji i Belgii króluje po dziś dzień, co świadczy, iż nie jest nowotworem, jeno przybyło z ojczystych stron. Warstwy wyższe zagubiły gdzieś to słowo wspaniałe, które swoją jednorodnością i jędrnością razić musiało uszy szczególnie tych, którym bardziej imponował wymuskany barokowy kościół, niż drewniany, modrzewiowy kościółek wiejski. "Polactwo" ostało się zatem tam, gdzie walka toczyła się przez wieki o codzienny chleb narodowy: - mowę, obyczaj i modlitwę polską. Przez wieki łączyło "Polactwo" lud polski na Śląsku w gromadę zwartą, nieugiętą. - W r. 1936 słynny pisarz i językoznawca polski Stanisław Wasylewski, wędrując po Śląsku, natknął się na słowo "Polactwo". Zachwyciło go to słowo swoją mocą i jędrnością, czemu dał wyraz w szeregu felietonów literackich i odczytów. - Również prasa polska w Niemczech używa stale tego słowa, uważając, iż pisarz czy dziennikarz polski winien posługiwać się wyrazami, które ludowi są bliskie i przezeń używane, są świadectwem staropolskiej kultury ludu polskiego. Przecież to najlepsza broń przeciwko germanizatorom, którzy ośmieszając mowę ludu polskiego, twierdzą, iż to nie polska mowa, jeno "śląska", "kaszubska", czy "mazurska" ... "nowoniemieckich szczepów". {"Neudeutsche Sttimme", nowo-niemieckie szczepy, nazwa lansowana w celach germanizacyjnych przez naukę i prasę niemiecką na określenie ludności nieniemieckiej, zamieszkałej w Rzeszy. Takimi "nowoniemieckimi szczepami", według nauki niemieckiej, mają być Łużyczanie ("Wenden"), Fryzowie, Slązacy ("Schlonsaken"), Mazurzy ("Masuren") i t. p. }. To też nie bez żalu należy stwierdzić, iż w Polsce-Państwie ukazały się w niektórych pismach artykuły zwalczające słowo "Polactwo", jako słowo "ordynarne". Argumenty przeciwników były następujące:
1. Końcówka "ctwo" ma w języku polskim znaczenie ujemne, n. p. partactwo, żołdactwo, litwactwo itp. (Zadaliśmy sobie trud stwierdzenia w słowniku języka polskiego, iż słów z zakończeniem na "ctwo" jest kilkaset, z czego zaledwie kilkanaście ma znaczenie ujemne, reszta dodatnie, n. p. bogactwo, szlachectwo, junactwo, rybactwo, gwarectwo, ptactwo, budownictwo, szybownictwo i t. d. i t. d. - Zresztą metodą osądzania końcówki można ubić wszystkie wyrazy, n. p. państwo - draństwo, mielizna - zgnilizna i t. p.).
2. Polactwo jest tłumaczeniem niemieckiego "Polentum". (Pomijając wyżej przytoczone dane o pochodzeniu słowa Polactwo, stwierdzić trzeba, iż "Polentum" oznacza po niemiecku Polszczyznę. Odpowiednikiem Polactwa byłoby słowo "Polenschaft" (tak jak Bruderschaft -bractwo), ale słowo takie w języku niemieckim nie istnieje).
3. Germanizator Pastor Skowronek używał słowa "Polactwo" w znaczeniu obelżywym. (Tak, ale była to metoda germanizatorów, którzy również ze słowa "Polak" ukuli umyślnie słowo obelżywe, by ludzie wstydzili się nazywać Polakami i nie chcieli należeć do Polactwa. Wyrzeczenie się zatem tych słów byłoby germanizatorom bardzo na rękę).
4. W mowie potocznej używa się na określenie gromady polskiej zagranicą określenia "Polonia" amerykańska, francuska, chińska, czy niemiecka.. Dlaczegóż nie zostać przy przyjętej ogólnie "Polonii" i pocóż upierać się przy "Polactwie", które razi uszy wyczulonych inteligentów? (Polacy w Niemczech nie lubią słów wieloznacznych, a do tego obcych, cenią natomiast swojską prostotę. "Polonia" jest słowem, które prócz godności państwowej nabrało w ostatnim czasie takiej wieloznaczności, iż straciło zupełnie swój reprezentacyjny charakter. Istnieją więc nie tylko organizacje "Polonia", ale i hotele, dancingi, sklepy, żyletki, łóżka, porcelana, bekony itd. W Niemczech istniało nawet stowarzyszenie Żydów, obywateli polskich, "Polonia". W narodowym słowniku "Polonia" jest zatem słowem zupełnie nie na miejscu. Do "Polonii" należeć mogą, jak praktyka uczy, i Żydzi i Rusini i Ukraińcy i hotele i dancingi. Do Polactwa tylko Polacy. Jednorodność Polactwa to siła, z której Polacy w Niemczech są dumni). - Należy stwierdzić jednocześnie, że prócz zarzutów wspomnianych wyżej, wysuniętych przeważnie przez ludzi zza zielonego biurka, wielu wybitnych pisarzy i publicystów polskich opowiedziało się za słowem Polactwo: St. Wasylewski, J. Kisielewski, Ferdynand Goetel, Gustaw Morcinek, Kaz. Smogorzewski, J. Winiewicz i wielu innych. Również słowa "Polactwo" używa prasa codzienna i periodyczna Polski-Państwa (Gazeta Polska, Dziennik Poznański, Kurier Poznański, Polska Zachodnia, Powstaniec, Prosto z Mostu, Merkuriusz i. in.). Do numeru "Młodego Polaka w Niemczech" (kwiecień 1939) dołączona była odbitka artykułu z prasy polskiej w Niemczech, informującego o rodowodzie Polactwa p. t. "Polactwo - słowo wspaniałe". Na koniec trzeba powiedzieć: - Polacy w Niemczech nie chcą by nazywano ich "Polonią Niemiecką" - wolą zaszczytną dla nich nazwę "Walczącego Polactwa!" {"Polactwo Walczące", tytuł broszury, wydanej przez Związek Polaków w Niemczech w r. 1938 z okazji Kongresu Polaków w Niemczech (6 II I 1938), a ujmującej w sposób najprostszy zasady ideowe Polactwa w Rzeszy (p. Ideologia). Tytuł broszury stał się popularny w prasie polskiej w Polsce-Państwie na określenie postawy Polaków w Niemczech.}
_____________________________ Leksykon Polactwa w Niemczech, 1939 Wydawca: Związek Polaków w Niemczech T. z., Druk: "Nowiny" Opole (Oppeln OS.)
Idea Polska
Polacy w Niemczech na zebraniach, w przemówieniach, lub artykułach mówią: "Służymy Idei Polskiej", "Wierzymy w Ideę Polską", "Wierni jesteśmy Idei Polskiej" i t. p. Wyznania te zebrane zostały i ujęte w całości p. t. „Idea Polska" przez Kierownika Naczelnego Związku Polaków w Niemczech Dr. Jana Kaczmarka w "Polaku w Niemczech" (Nr. 2.-1938), numerze, obrazującym życie Polactwa w Rzeszy w okresie 15 lat istnienia Związku Polaków w Niemczech: ,.Na próżno się zda ślęczyć, czy pierwej była Idea Polska, czy też pierwej byli Polacy. Jak daleko pamięć ludzka sięga w historii i legendach, zawsze już byli Polacy i zawsze już była Idea Polska. W najwyższej formie wyrażali Ideę Polską Bolesław Chrobry i Józef Piłsudski, odczuli Mikołaj Rej, Mickiewicz i Słowacki. Twórczość Fryderyka Chopina z Jej ducha poczęta. Żyły dla Niej i Jej służyły świetlane szeregi ludzi, w Narodzie wielkich: królów, hetmanów, wieszczów, uczonych, kaznodziejów i męczenników, nie objęci liczbą bojownicy i bohaterzy Narodu, a dźwigał z dalekich wieków Lud Polski, by nieść zwycięsko w przyszłość daleką, bardzo daleką. Olbrzymia ta więc siła, choć dobrze doświadczona i doznana, mało jest poznana. Jak Bóg sam, tak też myśl Boża, którą jest Idea Polska, nie może być przez człowieka zgłębiona. Istota Idei Polskiej jest tajemnicą taką samą, jaką jest istota świata i wszego stworzenia. Tylko po skutkach i pracach, dokonanych z sił, których źródło w Idei Polskiej leży, dowiadujemy się i doświadczamy Jej istnienia.
Mocą Idei Polskiej istnieje Naród Polski jako prawda i fakt. Idea Polska jest absolutną i wieczną w przeciwieństwie na przykład do polityki polskiej, która jest aktualną i materialną. Z Idei Polskiej wywodzą się siły Narodu, jak wiara. nadzieja, miłość i honor; zaprzeczeniem zaś Jej jest wszystko, co dzieli zbiorową siłę Narodu, jak na przykład partie, klasowość stanów i egoizm jednostek. Idea Polska, odwieczne i nie zmienne źródło sił Narodu, każdemu pokoleniu właściwe cele prac i wysiłków przeznacza. Na szczytach twórczości przeszłych pokoleń każde nowe pokolenie odnajdzie swoje zadanie dźwignięcia Narodu wyżej.
Wiemy, że Idea Polska, a przez to zbiorowa wola i duchowa spójnia Narodu, stała poza rozbiorami. Wiemy, że jest zawsze niepodległa i nie może być zakończona ani zwyciężona. Z Idei Polskiej wiem. że Narodowi służąc, ojcu mojemu i matce i ich ojcom i matkom i praojcom i pradziadom służę po najdawniejsze wieki. I z Idei Polskiej wiem, że Narodowi służę, a wszystkim braciom służę i wszystkim dzieciom moim i ich, wszystkim potomnym aż po kres wieków służę. A wiem, że sobie usługując, jednej tylko osobie służę i życie moje nikomu się nie przyda a tylko diabłu się spodoba. Idea Polska, którą w testamencie od ojca swego każdy Polak na siebie przejmuje, promieniować może w każdym słowie polskim, w każdej kropli krwi polskiej, w każdym czynie dla Narodu. A każdy taki czyn uwieczniony będzie.
Idea Polska, złączona Z mocną wolą jednostki - to pewność zwycięstwa. Z Idei Polskiej jesteśmy. W Niej żyjemy i tylko przez Nią dane nam jest sięgać przez nasz osobisty czyn w najdalszą przyszłość istnienia ludzkiego i tak stać się pomnożycielami świetności Narodu i kultury ludzkiej. Idea Polska składa nadzieję swą na każdego Polaka bez wyjątku, tak jak w każdym siemieniu szarym zawarty jest najpiękniejszy już kwiat - ale tylko takie siemię kwiat wyda, które do żyznej gleby padnie i życiodajne soki w ziemi znajdzie i powoli się rozwinie. Tak samo przez wolę moją, wolę prostą, Z najgłębszych głębin serca wydobytą, mogę służyć Idei Polskiej. Do tego uniwersyteckich nie potrzeba dyplomów, jeno trzeba woli. Idea Polska każdemu Polakowi nakazuje Bogu być wiernym, Narodowi dać miłość i czyn, Rodakowi być bratem, Światu dać wolę i prawdę Polactwa!"
__________________________ Leksykon Polactwa w Niemczech, 1939 Wydawca: Związek Polaków w Niemczech T. z., Druk: "Nowiny" Opole (Oppeln OS.)
Aerolit
Wysłany: Czw 11:17, 16 Kwi 2009
Temat postu:
Można by rzec, że człowiek nie rodzi się raz, ale przynajmniej trzy razy, a może i więcej razy.
Pierwszy raz gdy następuje akt zapłodnienia komórki ludzkiej człowiek rodzi się biologicznie.
Drugi raz gdy przychodzi na świat z matczynego łona rodzi się cieleśnie.
Kolejny raz rodzi się (lub nie) duchowo, gdy wychodzi z łona zwanego rodziną.
To w tym łonie kształtują się niemal wszystkie jego cechy i zarysowywuje się obszar jego dojrzałości, zdolności do życia w grupie i do wspierania grupy swoimi umiejętnościami, swoimi możliwościami, swoim potencjałem. Rodzina to miniatura Ojczyzny, najmniejsza jej komórka społeczna. To w rodzinie rodzi się narodowa więź, to w niej rodzi się odpowiedzialność za wspólny nasz los.
Nie rozwodząc się nadto dodam tylko, że doskonale rozumiemy czym jest mordowanie nienarodzonych zwane aborcją.
Ale czy rozumiemy aborcję będącą mordowaniem potencjałów duchowych człowieka, mordowaniem jego silnych więzi z losem innych członków określonej rodziny, określonego narodu?
Ta aborcja to obniżanie wieku w którym państwo wyzute z tradycji, wyzute z kultury, wyzute z patriotycznych treści i z duchowej subtelności, pozbawia rodzinę jej naturalnych praw do godnego wychowania swoich dzieci. Gdy zabiera przedwcześnie rodzicom ich dzieci i umieszcza je na siłę w specjalnych instytucjach, takich jak żłobek, przedszkole i szkoła, aby zabić w nich niewykształconego jeszcze ducha indywidualności. Ta aborcja to również utrudnianie wychowywania zamiast jego ułatwiania. Utrudnianie poprzez mnożenie zwykłych codziennych trudności, z którymi my wszyscy, a więc i rodziny wychowujące swoje dzieci, musimy się zmagać. Brak mieszkań, niskie zarobki, trudności w zaopatrzeniu, niski poziom nauczania szkolnego, brak jakichkolwiek akcji propagujących kulturę społeczną, występowanie przeciw religii, wierze, kościołom. W końcu tworzenie przeciwagi dla wychowania rodzinnego, czyli poddawanie dziecięcych młodych mózgów i delikatnych ich dusz medialnemu wywabianiu wszystkiego co wartościowe w człowieku i zaszczepianiu młodym aktualnie pożądanych pseudowartości.
Asindziej
Wysłany: Nie 3:23, 08 Mar 2009
Temat postu:
O tych faktach ciągle cicho i wciąż w umysłach synonimem okrucieństwa pozostało gestapo, natomiat ubeccy oprawcy nie dorobili się takiej opinii, choć na nią w nie mniejszym stopniu zasłużyli.
Aerolit
Wysłany: Pon 20:39, 05 Sty 2009
Temat postu:
To nie była wojna domowa
Piotr Gontarczyk 26-12-2008
W latach wojny komuniści donosili na polskie podziemie do gestapo tak gorliwie, że przez pomyłkę zadenuncjowali nawet własną drukarnię. Czy likwidację tych ludzi należałoby uznać za mord bratobójczy?
Jest rzeczą powszechnie znaną, że żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych w odpowiedzi na zbrojną działalność PPR niszczyli jej oddziały spod znaku GL-AL, a także likwidowali komunistycznych działaczy uznanych za szczególnie groźnych. Profesor Andrzej Friszke w tekście „Status Finlandii czy wojna domowa?” („Plus Minus” 20 – 21 grudnia) działania te nazywa zbrodnią. Potępia też historyków i publicystów, którzy przypadki zwalczania komunistów przez polskie podziemie niepodległościowe uznali za uzasadnione.
Wojna domowa toczy się wewnątrz jednego państwa (społeczeństwa). Co ma ona jednak wspólnego ze zwalczaniem komunistów w czasie okupacji? PPR powstała na polecenie Stalina i była narzędziem sowieckiego aparatu partyjno-państwowego (Komintern, GRU i NKWD). Kierowali nią obywatele sowieccy, którzy działali na szkodę Polski. „Biuletyn Informacyjny”, oficjalny organ AK, pisał, że PPR nie jest polskim stronnictwem politycznym: „Dlaczego zwalczamy PPR? Nie ze względu na jej program społeczny, ale dlatego, że jest to w Polsce agentura obcego i nieprzyjaznego mocarstwa. Nie polskich, lecz sowieckich broni ona interesów” (grudzień 1943 r.).
Podobne opinie zgodnie zgłaszały wszystkie liczące się nurty polskiego życia politycznego, od syndykalistów i socjalistów do ONR. Komuniści nie należeli do polskiego życia politycznego, tak samo jak nie należeli do niego mocodawcy z Kominternu i NKWD. Profesor Friszke uważa jednak, że zwalczanie komunistów to „wojna bratobójcza” rozpętana przez należące do „rodziny faszystowskiej” NSZ. Taki pogląd nie znajduje podstaw w dostępnych źródłach ani w podstawowej literaturze przedmiotu.
Kto jest zbrodniarzem?
Profesor Friszke pisze: „W latach okupacji jedynie Narodowe Siły Zbrojne uważały za dopuszczalne mordowanie rodaków, których podejrzewano o sprzyjanie komunistom”. To nieprawda. W 1943 r. konspiracyjne pisemko „Czyn” domagało się likwidowania komunistycznej agentury: „odpowiednie czynniki, reprezentujące społeczeństwo, winny wywrzeć swój wpływ tam, gdzie należy, aby nasze władze państwowe (…) nie ograniczały się wyłącznie do zwalczania okupanta niemieckiego, lecz przystąpiły również do stopniowego i planowego likwidowania sowieckich ośrodków dyspozycyjnych”. Tytuł ten trudno zaliczyć do „faszystowskiej rodziny NSZ”, bowiem był organem centrowego raczej Stronnictwa Pracy. Podobnie komunistyczny problem przedstawiają dokumenty wytworzone przez wyspecjalizowane struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Jedna z analiz opisywała metody i cele działalności komunistycznej konspiracji. W konkluzjach stawiano znak równości pomiędzy PPR/NKWD i gestapo, stwierdzając, że dla polskich aspiracji niepodległościowych ci pierwsi są znacznie groźniejsi. W zakończeniu pisano o konieczności eliminowania komunistycznych agentów: „usunięcie macek nieprzyjaciela z naszych szeregów jest zadaniem trudnym, ale bezwzględnie koniecznym. W wykonaniu tego zadania zastosować należy metody chirurgiczne, czułostkowość i chwiejność w przeprowadzaniu akcji oczyszczającej spowodować mogą w wyniku zmarnowanie tego olbrzymiego wysiłku społeczeństwa, jaki został włożony w organizację wojska i władz cywilnych” (AAN, AK 203/III-137).
Tak więc nie tylko w NSZ padały pomysły likwidacji komunistów dla obrony własnych szeregów przed infiltracją i rozbiciem. A wróg ten rozpracowywał niepodległościową konspirację na rzecz NKWD, dopuszczał się morderstw polskich działaczy i denuncjowania ich do gestapo.
Ale to nie koniec sprawy. Komuniści spod znaku PPR powinni byli być niszczeni w taki sam sposób, w jaki polskie podziemie rozprawiało się z pospolitą przestępczością kryminalną, bowiem PPR żyła z pospolitego bandytyzmu. Nawet członkowie kierownictwa partii w dzień działali „politycznie”, a w nocy, by użyć ich własnego języka, „robili sklepy na Pradze”. Wystarczy zajrzeć do dokumentów PPR lub opublikowanych pamiętników Władysława Gomułki.
W obronie ludności.
To właśnie pospolity bandytyzm był najczęstszym powodem akcji zbrojnych podejmowanych przez NSZ i AK przeciwko komunistom. Andrzej Friszke myli się, twierdząc, że prym wiedli tu NSZ-owcy. Nawet historiografia PRL w latach 80. przyznawała, że większe zasługi w tej mierze mają akowcy. Przyczyny wydają się oczywiste. Oddziały GL i AL nie były zdolne do walki z Niemcami, a ich ofiarą padali głównie polscy chłopi oraz ziemianie stanowiący bazę zaopatrzeniową podziemia. Komuniści rabowali młyny, sklepy, mleczarnie. Niepodległościowe podziemie musiało brać polską ludność w obronę, a w terenie znacznie silniejsze od NSZ były przecież struktury AK.
Profesor Friszke uważa, że na likwidowanie komunistycznych działaczy nie pozwalał w czasie wojny dekalog. Mam odmienną opinię. To byli ludzie stanowiący zagrożenie dla aspiracji niepodległościowych Polaków, niekiedy wręcz agenci NKWD. Na polskie podziemie donosili do gestapo tak gorliwie, że przez pomyłkę zadenuncjowali w Warszawie nawet własną drukarnię przy ulicy Grzybowskiej. Czy likwidację tych ludzi profesor Friszke uznałby za mord bratobójczy? Jeśli tak, to na jakiej podstawie?
Andrzej Friszke myli się też, twierdząc, że opinia o konieczności podjęcia zdecydowanej zbrojnej akcji przeciwko komunistom pojawiła się „parę miesięcy temu w jednym ze skrajnie prawicowych pism”, którego nazwy („Glaukopis”) na wszelki wypadek nie wymienia. Tymczasem taka teza pada wprost w mojej książce „Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941 – 1941)” opublikowanej kilka lat temu. Krytykowałem w niej czynniki kierownicze Polski podziemnej: „Mimo rozległej wiedzy na temat istoty i metod działalności PPR kierownictwo polskiego podziemia nie zastosowało wobec komunistów żadnych poważniejszych środków odwetowych czy zaradczych. Wydaje się, że (…) dominowało lekceważenie problemu i powszechne przekonanie o tym, że z komunistycznym nowotworem niepodległe państwo rozprawi się po wojnie. Raczej nie dopuszczano myśli, że może być odwrotnie”.
Niszczyć bandy
Profesor Friszke przekonuje, że skierowanie broni przeciwko komunistom było niepożądane ze względu na to, że Polska była w antyhitlerowskiej koalicji. Nie wiem, czy w swych rozważaniach uwzględnił rozkaz komendanta głównego AK gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” ze stycznia 1945 r. Okulicki zabraniał podejmowania wszelkich działań zaczepnych przeciwko Niemcom (!) i nakazał całość wysiłku skierować przeciwko rozmaitym luźnym grupom, w tym także i tym spod znaku PPR: „wszelkie bandy, oddziały partyzanckie i osoby pojedyncze bez względu na ich przynależność w wypadku stwierdzenia bandytyzmu winny być bezwzględnie niszczone” (AK w dokumentach, t VI). Prof. Friszke zapewne uznałby ów dokument za nawoływanie do zbrodni przez „skrajnie prawicowe grupy”. Mam inną opinię w tej sprawie: szkoda że rozkaz komendanta głównego AK nie został wydany wcześniej.
Friszke twierdzi też, że rozkaz likwidowania komunistów doprowadziłby do rozpadu Państwa Podziemnego. Miało ono jednak dużo poważniejszy problem, jakim było zagrożenie ze strony totalizmu sowiecko-komunistycznego. Scementowało ono wspólnotę rozmaitych partii politycznych i doprowadziło do scalenia w 1944 r. „zbrodniczych” Narodowych Sił Zbrojnych z AK.Wizja przedstawiona przez Andrzeja Friszke przez lata obowiązywała jako oficjalna wersja propagandowej genezy Polski Ludowej. Pewnie dawno by o niej zapomniano, gdyby jej głównych tez do historiografii nie wprowadziła książka „Narodziny systemu władzy” prof. Krystyny Kersten. Dziś podobne nonsensy znajdują się także w książkach wielu historyków. Ale przecież książka prof. Kersten ukazała się jakieś ćwierć wieku temu. Od tego czasu w wolnej Polsce napisano setki artykułów i monografii, które demistyfikują propagandowe kłamstwa z czasów PRL. Bez ich uwzględnienia rzeczowe spojrzenie na poruszone tematy wydaje się co najmniej utrudnione.
Dyskusja czy wykluczanie?
Podzielam opinię Andrzeja Friszke, że masowa akcja zbrojna przeciwko komunistom nie wpłynęłaby korzystnie na dalszy los najważniejszych spraw dotyczących przyszłości Polski. Ale miałaby ona, być może, inne pozytywne skutki. Na przykład taki, że likwidacja struktur komunistycznych, a w szczególności agentury w organizacjach polskich, pozbawiłaby NKWD i UB ważnego źródła danych na temat niepodległościowej konspiracji. Los niepodległościowego podziemia był oczywiście z góry przesądzony. Ale może więcej ludzi miałoby szansę na uniknięcie represji. Mogłoby na przykład zmienić tożsamość, w spokoju przeczekać najgorsze albo zgubić ślad na ziemiach zachodnich.
Prof. Andrzej Friszke jest jednym z najbardziej znanych i cenionych historyków polskich. Tym bardziej smuci, że niektóre fragmenty jego opisu przeszłości (na przykład w kwestii NSZ) mają charakter zgoła karykaturalny. Powielają one propagandowe schematy z czasów PRL. Mój opór budzi też traktowanie dekalogu jako jednoznacznego punktu odniesienia dla oceny politycznych wyborów i motywacji ludzi uwikłanych w brutalną rzeczywistość XX wieku. Należą do nich i żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego zmagający się z obydwoma zbrodniczymi totalitaryzmami. Takie banalne i ahistoryczne ujęcie ich losów – przestrzegali dekalogu albo nie – wydaje mi się nieuzasadnione. W każdym razie dla mnie pozostanie ono dalece niewystarczające.
Piotr Gontarczyk jest pracownikiem IPN i zastępcą redaktora naczelnego pisma „Glaukopis”
http://www.rp.pl/artykul/239804.html
Aerolit
Wysłany: Wto 18:37, 02 Gru 2008
Temat postu:
Podczas niemieckiej, czy sowieckiej okupacji, przedstawiciel okupującej Polskę nacji, mógł bez obawy poniesienia odpowiedzialności podejść do Polaka i uderzyć go, a nawet i pobić, czy zabić. Polak nie miał prawa się bronić, a siły porządkowe, czyli policja nie mogły reagować, aby chronić Polaka.
W ustrojach totalitarnych poza prawem jest każdy, kto ma inne zdanie od obowiązującego i w jakiś sposób to zdanie wyraża.
Mój wujek opowiadał mi, że gdy był w Niemczech na początku lat trzydziestych jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, widział takie zdarzenie. Hitlerowska umundurowana młodzież maszerowała zwartym szeregiem przez miasto z okrzykami i określonymi gestami wyrażanymi uniesioną ręką. Przypadkowi obserwatorzy, a więc uczestnicy tych wydarzeń musieli odpowiedzieć określonym gestem i okrzykiem. Tak też się działo. Jednak starszy pan, stojący obok policjanta nie uniósł swojej ręki do góry. Wówczas z szeregu wyskoczył nazistowski niemiecki młodzieniec i kopnął staruszka w tyłek, po czym wrócił na swoje zaszczytne miejsce do szeregu. Stojący policjant nie zareagował. Wujek mój bardzo się zszokował tą sytuacją. Wiedział, że to już nie demokracja.
Piszę o tym bo kojarzy mi się to z faktem który miał miejsce w Polsce kilka dni temu w sali sądowej na rozprawie panów Brauna i Wałęsy.
Sam szef instytutu im. Lecha Wałęsy uznał, że powinien uderzyć dziennikarza filmującego to zdarzenie. Podszedł do niego, uderzył rozcinając mu wargę, a potem nie zatrzymany, ani nie wylegitymowany przez obecną przy tym zdarzeniu policję III RP udał się w swoim kierunku.
Tak u nas w Polsce zachowują się chuligani, zbiry, szumowiny, bandyci, ale
szef instytutu laureata pokojowej nagrody Nobla
, to nie zrozumiała sprawa. Można ją jedynie w ten sposób wytłumaczyć, że w Polsce tak zachowują się jedynie wymienione wyżej elementy społeczne, ale nie ludzie honoru, ludzie godności. Chyba, że szef instytutu laureata pokojowej nagrody Nobla pana Lecha Wałęsy do tych grup się zalicza. Nawet sam laureat nie poczuł się zniesmaczony zachowaniem swojego przedstawiciela. Nie upomniał go.
Ale to tylko na marginesie. Chciałem przede wszystkim zauważyć, że polski obywatel nie jest w swojej Ojczyźnie chroniony przez prawo. Przedstawiciele prawa nie chcieli bądź nie mieli śmiałości zareagować.
Czyżby więc nawet laureaci pokojowych nagród mogli wywoływać społeczne burdy, jak zwykli menele i nie czuli się takim swoim zachowaniem upokorzeni.
Bo upokorzenia w takiej sytuacji nie czuje jedynie osobnik bez godności, bez honoru.
Ostateczna konkluzja jest jednak taka: Okupacje minęły, ale spora część naszego narodu nadal jest wyjęta spod prawa. Można, gdy się jest osobą o dużym znaczeniu społecznym np. laureatem pokojowej nagrody Nobla pobić drugiego człowieka i uniknąć nawet podejrzeń o niegodziwość, nie wspominając już o uniknięciu odpowiedzialności za taki podły czyn.
Analogia z opisaną wyżej historią, która przydarzyła się mojemu wujkowi jest uderzająca.
Czyżbyśmy więc zmierzali w tym samym kierunku, co ówczesne Niemcy, wprost do totalitaryzmu?
Aerolit
Wysłany: Sob 18:03, 15 Lis 2008
Temat postu:
http://wirtualnapolonia.wordpress.com/2008/11/15/andrzej-kumor-wypuscic-marzenia-z-klatki/
Andrzej Kumor: Wypuścić marzenia z klatki
Opublikował/a redakcjawp w dniu 2008-11-15
90. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości po raz kolejny każe się zastanowić, czym jest dzisiaj patriotyzm, czym polska tożsamość i jaka jest nasza odpowiedzialność wobec pokoleń, z których się wywodzimy, a które przelewały krew za kraj.
Przy okazji tej dyskusji jakiś odpowiednio wykształcony redaktor znienacka użył w polskiej telewizji sformułowania: “90 lat niepodległości”. Jest to cwane zagranie pozwalające spadkobiercom komuszych gaulleiterów Polski występować w roli polskich patriotów, a generała tfu-Rokossowskiego czy tfu-Świerczewskiego stawiać w jednym szeregu obok Beliny-Prażmowskiego czy Kleeberga.
W obchodach “90-lecia polskiej niepodległości” przeszkadza mi też jak drut w oku stawianie Polski w jednym towarzystwie z innymi krajami “postwersalskimi”, jak - powiedzmy - Łotwą, Estonią czy Czechosłowacją.
Polska w roku 1918 nie wyskoczyła jak Filip z konopi, lecz po prostu zdołała przezwyciężyć jeden z wielu smutnych okresów swej ponadtysiącletniej historii. Dlatego jest mi nieswojo, gdy słyszę o “90. rocznicy powstania Polski”.
Polska nie zrodziła się w rezultacie zamieszania po pierwszej wojnie światowej, lecz wywalczyła PONOWNIE własne państwo. Pierwszym i głównym świętem naszej Ojczyzny winna być rocznica chrztu Mieszka I. Jest to wydarzenie brzemienne i do dzisiaj podkreślające, czym była i czym być powinna Europa. Powinniśmy też częściej nawiązywać do sarmackiej spuścizny pierwszej królewskiej republiki.
To było państwo, które trzęsło połową Europy i rozstawiało po kątach rosyjskich bojarów. To państwo tworzyło kulturę całej Europy Środka. Dlatego nie pozwólmy, aby nam redukowano narodowe dziedzictwo do walki o odzyskania niepodległości. Straciliśmy państwo w rezultacie rozpieszczenia naszych praszczurów dobrobytem niespotykanym nigdzie indziej w Europie.
Polska to nie żaden “bękart traktatu wersalskiego”, lecz tysiącletnie królestwo, któremu pod koniec XVIII wieku powinęła się noga. Ta “starożytność” polskiej państwowości musi dzisiaj rozwijać wyobraźnię każdego polskiego dziecka. My musimy o to zadbać!
Do polskiego wychowania konieczne są narodowe mity i opowieści. Nie tylko te sprzed 90 lat. Nowoczesne polskie państwo urodziło się w wielkich bólach i od kołyski musiało bronić Europy przed obcą cywilizacją.
Nie wolno nam obchodzić 90. rocznicy odzyskania niepodległości, bez jednoczesnego podkreślania polskiej zasługi w uratowaniu Europy przed nawałą bolszewicką. Są to prawdy zupełnie w Europie (i nie tylko) zapomniane! Jest to historia, którą powinniśmy na każdym kroku tłuc obcym do głów.
Polska historia, polska tradycja wymaga, byśmy myśleli o rzeczach wielkich, o budowaniu wielkiej Polski, odbudowywaniu wielkości polskiego narodu. Do tego, by Polska mogła stać się tym, czym niegdyś, najpierw musi być wielka w naszych sercach; najpierw musimy wyrwać z korzeniami wszelkie kompleksy i poczucie winy, jakie umyślnie chcą w nas wzbudzić tradycyjni wrogowie; najpierw powinniśmy odzyskać pewność siebie, uwierzyć we własne możliwości i wypuścić z klatki marzenia. Bo chociaż nas kilka razy pobito z kretesem, to jednak wciąż jesteśmy wielkim ponad 40-milionowym europejskim narodem. Choć brakuje nam przywódców, to jednak ziemia wciąż rodzi… Przychodzą nowe pokolenia.
Stąd jest tak ważne, aby naród nie stracił ducha i aby ludzie od pieluch rośli w atmosferze wielkości Polski - tej z cudu nad Wisłą, tej, z wielkich dokonań gospodarczych - reformy monetarnej Grabskiego, budowy portu Gdynia i Centralnego Okręgu Przemysłowego; tej Polski, która niczym Feniks podniosła się z rozbiorów.
Było to możliwe, bo kilka pokoleń przechowało w sercach wiarę i tradycję wielkiej, tysiącletniej Polski, jednego z krajów, które ufundowały Europę.
Byliśmy niegdyś tak silni, że do dzisiaj byli wrogowie nie zapomnieli przyprawiać nam gęby. Dlatego sami musimy dzisiaj na wszelkie możliwe sposoby, przy wykorzystaniu Internetu i wszystkich dostępnych środków medialnych, tworzyć modę na wielką Polskę. To dzisiaj może się wydawać na wyrost, jednak o tym że jest potrzebne świadczy alergiczna reakcja tych wszystkich, którzy nam nie sprzyjają.
Mamy do dyspozycji YouTube, FaceBook, mamy wiele polskich środowisk, które mogą na własną rękę nieść w świat i rozpowszechniać wśród znajomych wiedzę o polskiej wielkości, o polskim królestwie, które paradoksalnie było republiką.
Jest nas dużo i sami jesteśmy w stanie medialnie obronić Polskę; musimy tylko sami uwierzyć w wielkość własnego narodu; musimy odzyskać tę pewność siebie, którą zaledwie 20 lat po roku 1918 wyrwano nam z piersi ogniem, żelazem i wywózkami.
Wyleczmy polską duszę z 40 lat gnicia pod okupacją sowiecką, budujmy na fundamentach tysiącletniej Polski. Aby do tego doprowadzić, nie możemy pozwolić, by Polskę jak plastelinę urabiali nam Żydzi, Rosjanie czy Niemcy. Ten kraj może się odbić tylko przez zakorzenienie w wielkiej historii i pracę organiczną kilku pokoleń nowoczesnych Polaków.
11 listopada, nie wystarcza pokazać trochę sprzętu z koszar i żołnierzy na defiladzie; 11 listopada, wszyscy razem i każdy z nas oddzielnie powinien opowiadać dookoła o ponadtysiącletniej wielkości Polski. Nasze dzieci muszą pamiętać, że 11 listopada Polska nie wypadła burej suce spod ogona.
Andrzej Kumor
Aerolit
Wysłany: Sob 7:38, 26 Kwi 2008
Temat postu:
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=93358
Nasz Dziennik, 2008-04-25
Dr Filip Musiał (IPN Kraków)
Na rozkaz Bieruta
Przeprowadzane w pierwszej dekadzie Polski "ludowej" procesy pokazowe, nazywane też publicznymi, stanowiły specyficzną kategorię rozpraw politycznych. Jak twierdził wysoki funkcjonariusz MBP ppłk Józef Światło: "Wszystkie pokazowe procesy polityczne i wszystkie ważne tajne procesy polityczne odbywały się w Polsce na bezpośredni rozkaz [Bolesława] Bieruta. Bierut kazał się informować o szczegółach dochodzenia, wydając bezpośrednie rozkazy. Wyznaczał ludzi pewnych z KC dla przygotowania aktu oskarżenia, który sam zatwierdzał. (...) Bierut przed rozprawą wydawał wyroki zarówno co do winy, jak i kary. Sąd miał tylko za zadanie przeprowadzenie komedii wyreżyserowanego procesu i ogłoszenie wyroku, już przedtem wydanego przez Bieruta i jego moskiewską klikę".
Wprowadzając bolszewicki system "jedności władzy państwowej", komuniści faktycznie podporządkowali instytucje władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej kierownictwu partii. Rozprawy pokazowe były zawsze wpisane w logikę działań politycznych, którym podporządkowano najważniejsze tendencje polityki karnej. W najgłośniejszych procesach skazywano żołnierzy i przywódców niepodległościowego podziemia zbrojnego oraz politycznego, jak również działaczy zalegalizowanych przez komunistów partii - głównie Polskiego Stronnictwa Ludowego. Latem 1946 roku odbyły się głośne procesy, w których skazano dowódców formacji narodowych, m.in. Jerzego Kozarzewskiego, twórcę konspiracyjnej drogi łączności z Zachodem (tzw. proces "Brygady Świętokrzyskiej").
W kolejnych miesiącach, w związku ze zbliżającymi się wyborami, przeprowadzono wiele "pokazówek", w których osądzono m.in. Leona Mireckiego, jednego z przywódców podziemia narodowego, czy prezesa I Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" Jana Rzepeckiego. Wkrótce przed sądem stanęli m.in. przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej, a wśród nich Kazimierz Pużak - w czasie wojny przewodniczący Rady Jedności Narodowej (namiastki podziemnego parlamentu), sądzony wcześniej w moskiewskim procesie szesnastu; działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego na czele z redaktorem naczelnym "Gazety Ludowej" Zygmuntem Augustyńskim, a także przywódcy opozycji niepodległościowej skupionej w Komitecie Porozumiewawczym Organizacji Demokratycznych Polski Podziemnej - z Wincentym Kwiecińskim i Włodzimierzem Marszewskim.
Po 1948 roku, kiedy rozbito już opozycję polityczną oraz podziemie niepodległościowe, skazywano księży katolickich - m.in. ordynariusza kieleckiego ks. bp. Czesława Kaczmarka, a w latach 1948-1954 także ofiary wewnątrzpartyjnej czystki - najgłośniejsze z nich związane były z tzw. spiskiem w wojsku - od nazwiska jednego z głównych oskarżonych, gen. Stanisława Tatara, nazywane "sprawami tatarowskimi".
Oskarżany w procesie pokazowym stawał się niemal całkowicie bezbronny. Poddany wielomiesięcznemu śledztwu, w czasie którego posługiwano się zarówno przymusem fizycznym, jak i bardziej wyrafinowanymi metodami łamania psychicznego, często godził się na udział w propagandowym spektaklu, by wreszcie zakończyć wielomiesięczną torturę. Podejmując swą decyzję na podstawie tych informacji, które podawali oficerowie śledczy, najczęściej oszukiwany i mamiony obietnicami, które nigdy nie miały być spełnione, oderwany od jakiegokolwiek punktu oparcia, zawieszony w przestrzeni, której ramy wyznaczał aparat represji, najczęściej nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji swojego wystąpienia na sali sądowej.
Rozprawa podporządkowana była logice napiętnowania "zbrodni" i "zbrodniarza". W mediach i na sali sądowej niepodległościowe oddziały partyzanckie nazywano "bandami", konfiskaty - "rabunkiem", akcje likwidacyjne - "morderstwem", wysyłanie informacji o sytuacji w kraju do środowisk emigracyjnych - "szpiegostwem". Miało to służyć skompromitowaniu działalności niepodległościowej i zerwaniu więzów solidarności narodu z sądzonymi. Pohańbiony w ten sposób działacz niepodległościowy miał wyjść z sali sądowej jako pospolity przestępca, wśród gwizdów, potupywania i obelżywych okrzyków.
Towarzysz Bierut akceptuje
Akty oskarżenia konstruowano z dwóch wyraźnie odrębnych części. Pierwszą stanowiło wprowadzenie, które przesycone językiem propagandowym, przypominało bardziej artykuł publicystyczny niż dokument prawniczy. Na drugą część składały się konkretne zarzuty, którym przyporządkowywano "odpowiednie paragrafy". W przypadku rozpraw pokazowych część "publicystyczno-propagandową" aktu oskarżenia przygotowywali ideologowie partyjni bądź funkcjonariusze UB. W najważniejsze angażowali się przedstawiciele najwyższych władz partyjnych.
W czasie przygotowania procesu przeciwko działaczowi narodowemu Adamowi Doboszyńskiemu, Jakub Berman - członek Komisji Biura Politycznego do spraw Bezpieczeństwa Publicznego - pisał do Romana Romkowskiego - wiceministra bezpieczeństwa publicznego: "Romku, przesyłam akt oskarżenia z jedną poprawką. T[owarzysz] Tomasz [czyli Bolesław Bierut] również nie ma zastrzeżeń. Warto popracować w tym kierunku, aby w toku przewodu sądowego jaskrawiej wystąpiła rola Watykanu, szczególnie proniemieckich kół w Watykanie i konkretne formy ich akcji - tak aby to było przekonujące dla wierzących katolików".
Rola tzw. aparatu sądowo-prokuratorskiego była marginalna. Józef Światło twierdził, że "zadanie sądu sprowadza się do przeprowadzenia rozprawy według przewidzianego planu i do ogłoszenia wyroku. Nie słyszałem nigdy, aby aparat bezpieczeństwa miał jakieś trudności z sędziami". W najważniejszych rozprawach nie pozostawiano sędziom dowolności w prowadzeniu posiedzeń, lecz przygotowywano im "pytajniki" - czyli spis pytań określający, o co i jak należy pytać w czasie procesu. Podobna dyscyplina obowiązywała prokuratora, który otrzymywał "listę pytań, które ma zadać na rozprawie oskarżonemu oraz świadkom i nie wolno mu wykroczyć poza wyznaczone ramy. Prokuratorzy są tak dobrani, że nie przychodzi im nawet do głowy sprzeciwiać się rozkazom bezpieki".
Na sali sądowej byli obecni "obserwatorzy" z MBP, Zarządu Sądownictwa Wojskowego czy PZPR. Sędzia Roman Waląg mówił o prowadzonym przez siebie procesie w ramach "spraw tatarowskich": "Przebieg rozprawy śledzony był przez wiceministra Bezpieczeństwa Publicznego, gen. [Romana] Romkowskiego, oraz kilku wyższych oficerów tego ministerstwa, m.in. płk. [Józefa] Różańskiego, którzy przysłuchiwali się rozprawie bądź to na sali rozpraw, bądź też przy głośniku radiowym zainstalowanym w gabinecie szefa Zarządu Sądownictwa Wojskowego [Oskara Karlinera] (...) W toku rozprawy spotykałem się z próbami nacisku i mieszania się do czynności sądu ze strony gen. Romkowskiego. Przed przesłuchaniem oskarżonego [Jerzego] Kirchmayera gen. Romkowski żądał, bym nie pozwolił Kirchmayerowi siedzieć w czasie składania przez niego wyjaśnień. Gdy zobaczyłem, że osk. Kirchmayer jest kaleką, do żądania tego się nie zastosowałem (...)".
Na nadmierne "gadulstwo" oskarżonych "receptą" okazywało się zachowanie sędziego i prokuratora. Sędzia Józef Waszkiewicz wspominał rozmowę z Oskarem Karlinerem z maja 1952 roku, w czasie której szef Zarządu Sądownictwa Wojskowego powiedział: "Zwróćcie uwagę, jak pułkownik Widaj prowadził tę rozprawę. On nie da się oskarżonemu wypowiedzieć, tylko zadaje pytania, na które można odpowiedzieć 'tak' lub 'nie'. Nie dopuszcza do jakichkolwiek dowolnych wyjaśnień. To bardzo dobry sędzia".
Taktowny politruk
Wyrok ustalano przed rozprawą - był wynikiem politycznej kalkulacji. Sędzia Mieczysław Widaj w 1956 roku tak podsumował rolę składu sądzącego: "Co do szeregu spraw w tym trybie prowadzonych, muszę stwierdzić, że [szef Zarządu Sądownictwa Wojskowego] tow. płk Karliner zawsze był taktowny. Zapytywał mnie, jak ja sprawę widzę, to jest jak oceniam winę i karę, gdzieś odchodził, a gdy przychodził o umówionej godzinie mówił, że tu a tu jest decyzja zgodna, a tu trzeba podwyższyć o dwa na przykład lata, a tu obniżyć o trzy lata itp".
Podobnie po rozprawie dbano o ostateczny tekst wyroku, który był dopełnieniem kampanii propagandowej. W wielu wypadkach przepisywano obszerne fragmenty aktu oskarżenia, jednak ostateczna redakcja nie należała do sędziego prowadzącego rozprawę. Jak wspominał sędzia Widaj: "W pewnym momencie tow. płk Karliner rozpoczął pomaganie mi w redakcji wyroków, uczestnicząc w przerabianiu. Mozolna to była praca. Przerabialiśmy wielokrotnie, wspólnie inicjując ulepszenia. Utarł się nawet dowcip, że wyrok jest wtedy dobry, gdy po ostatniej wzmiance, najczęściej już drobnej, maszynistka pisze już większość wyroku z pamięci. Potem tow. płk Karliner wyrok zabierał według mego przekonania do towarzyszy z Biura Politycznego partii i przynosił z pewnymi poprawkami czy wstawkami. Poprawki dotyczyły politycznych zagadnień i rozmiarów".
Pierwsze duże procesy pokazowe, starannie przygotowywane i koordynowane, przeprowadzono w 1946 roku. Stanisław Radkiewicz wydał wtedy okólnik wskazujący na niektóre elementy organizacji rozpraw, które miały być zapewnione w przyszłości: "a) zaznajomienie przedstawicieli prasy w przeddzień rozprawy z istotnymi momentami politycznymi procesu, b) wskazanie prasie w toku procesu na zbrodnicze i zdradzieckie oblicze przywódców reakcyjnego podziemia i jego członków oraz zgniliznę panującą w tym środowisku, co powinno znaleźć odbicie w sprawozdaniach prasowych, c) urządzenie procesu w dużej sali i zaproszenie na rozprawę aktywistów partii politycznych, organizacji młodzieżowych, Związków Zawodowych i Samopomocy Chłopskiej, d) wskazanie partiom politycznym na celowość urządzania wieców sprawozdawczych z procesu w większych zakładach pracy i w terenie, gdzie działali skazani, e) nagrywanie na płyty zeznań oskarżonych, względnie świadków szczególnie kompromitujących reakcję i podawanie ich przez radio".
Największymi i najgłośniejszymi procesami pokazowymi w Krakowie były rozprawy przeciwko Franciszkowi Niepokólczyckiemu, Stanisławowi Mierzwie i ich współpracownikom - tzw. proces krakowski (11 VIII - 10 IX 1947 roku) oraz przeciwko ks. Józefowi Lelicie - tzw. proces Kurii krakowskiej (21-27 I 1953 roku). Obydwa stanowiły istotne elementy w polityce komunistów wobec narodu.
Proces krakowski służyć miał skompromitowaniu podziemia niepodległościowego i wykazaniu jego związków z PSL. W 1947 roku komuniści przeprowadzali szeroko zakrojoną akcję zmierzającą do ostatecznego przejęcia pełni władzy w kraju. Po sfałszowanym referendum z czerwca 1946 roku i wyborów ze stycznia 1947 roku w największym stopniu represjonowali dwa największe ugrupowania opozycyjne - działające jawnie PSL i pozostającą w konspiracji organizację poakowską - Zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość".
Proces krakowski był jednym z kluczowych przedsięwzięć, które miały skompromitować w oczach społeczeństwa oba ugrupowania. W przyszłości miał być pretekstem do nasilenia ataków na ludowców i ich prezesa Stanisława Mikołajczyka. Na ławie oskarżonych zasiedli działacze Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", wśród nich prezes II Zarządu Głównego płk Franciszek Niepokólczycki oraz członkowie PSL, ze Stanisławem Mierzwą, wiceprezesem Zarządu Wojewódzkiego w Krakowie - sądzonym wcześniej w procesie szesnastu przywódców polskiego państwa podziemnego w Moskwie.
Działaczy WiN oskarżano głównie o prowadzenie "działalności wywiadowczej na rzecz obcych mocarstw" oraz "terroryzowanie członków PPR". Natomiast PSL-owcom zarzucano świadomą współpracę z "nielegalnym" podziemiem. Szczegółowo zaplanowany przebieg rozprawy, a następnie wyrok był w zasadzie potwierdzeniem zarzutów zamieszczonych w akcie oskarżenia. Prasa prześcigała się w napastliwych tytułach podkreślających "łączność PSL z podziemiem, 'watażką' Andersem i obcymi agenturami", czy demaskując "WiN i PSL przy wspólnej robocie". Reporterzy, świadomie przeinaczając wyjaśnienia składane w czasie procesu, starali się dowieść, iż "PODZIEMIE JEST WROGIEM NIE TYLKO RZĄDU, LECZ I CAŁEGO NARODU. Dlatego musi być unieszkodliwione".
Groźni imperialiści
Proces "Kurii krakowskiej" przeprowadzono w 1953 roku w odmiennej sytuacji politycznej, w apogeum możliwości represyjnych komunistycznej dyktatury. Działalność niepodległościowa w dużej mierze koncentrowała się wówczas wokół utrzymywania łączności z polską emigracją polityczną z jednej strony, a z drugiej wiązała się z Kościołem katolickim, pozostającym jedyną zinstytucjonalizowaną siłą społeczną wciąż walczącą o zachowanie niezależności.
27 stycznia 1953 roku ogłoszono wyrok: z siedmiu oskarżonych osób trzy skazano na karę śmierci, a pozostałe na długoletnie więzienie. Dwa tygodnie po wyroku w sprawie ks. Lelity władze ogłosiły dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Osiem miesięcy później odbyła się głośniejsza od krakowskiej rozprawa publiczna przeciwko ordynariuszowi kieleckiemu ks. biskupowi Czesławowi Kaczmarkowi, a następnie internowano Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
W grudniu 1952 roku MBP zamknęło dwie wielkie operacje - "Cezary" i "Ośrodek", obydwie wymierzone zarówno w resztki podziemia w Polsce, jak i skierowane na infiltrację emigracji politycznej oraz dezinformację wywiadów anglosaskich. Po likwidacji obu tych operacji zwielokrotniono antyamerykańską kampanię propagandową, oskarżając "kraje imperialistyczne" o szpiegostwo i dywersję na ziemiach polskich. Proces "Kurii krakowskiej" należy postrzegać jako jeden z najmocniejszych akcentów tej akcji oraz jako preludium do ostatecznej rozgrywki z Kościołem katolickim. Obydwu rozprawom pokazowym towarzyszyły intensywne kampanie propagandowe.
Nie istnieją wiarygodne dane pozwalające zobrazować faktyczny stosunek społeczeństwa polskiego do pokazowych spektakli. Przeprowadzono je w chwili, w której sytuacja opozycji niepodległościowej była dramatyczna. Stanowiło to konsekwencję wielu czynników, wśród których za najważniejsze należy uznać sfałszowanie wyników referendum i wyborów, zmęczenie wynikające z przedłużającego się okresu niepewności społecznej, niknące szanse na wybuch międzynarodowego konfliktu zbrojnego czy świadomość wyraźnie wzrastającej siły i skuteczności aparatu bezpieczeństwa.
Wszystko to sprawiało, że wielu ludzi zaczęło nie tyle akceptować nową rzeczywistość, co rezygnować z postawy jawnie opozycyjnej w przekonaniu, że jak pisał ideolog komunistyczny Roman Werfel - "władza demokracji ludowej w Polsce ugruntowana została NA STAŁE". Kampanie propagandowe towarzyszące procesom należy jednak uznać za skuteczne. Niektóre ich wątki do dziś dominują w spojrzeniu na osoby skazane w procesach pokazowych.
(przedruk z książki: Pod znakiem sierpa i młota, red. F. Musiał, J. Szarek,
Kraków 2006).
Aerolit
Wysłany: Śro 13:03, 09 Kwi 2008
Temat postu:
W hołdzie Stanisławowi Sojczyńskiemu - „Warszycowi”
30 marca 2008 roku minęła 98. rocznica urodzin Stanisława Sojczyńskiego - " Warszyca", polskiego bohatera narodowego, którego losy tak silnie wiążą się z Częstochową i Ziemią Częstochowską. Z tego powodu poseł PiS z okręgu częstochowskiego, Szymon Gilżyński, wygłosił w Sejmie 27 marca 2008 roku okolicznościowe oświadczenie. Pełny tekst przemówienia posła Gilżyńskiego drukujemy poniżej.
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! W najbliższą niedzielę, 30 marca, upływa 98. rocznica urodzin polskiego bohatera narodowego, założyciela, organizatora i pierwszego dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego, jednej z największych w Polsce podziemnych zbrojnych organizacji niepodległościowych po 1944 r. - Stanisława Sojczyńskiego - „Warszyca”.
Stanisław Sojczyński urodził się w Rzejowicach pod Radomskiem. Ukończył w 1932 r. Państwowe Seminarium Nauczycielskie w Częstochowie; podporucznik rezerwy (1936 r.) po Dywizyjnym Kursie Podchorążych Piechoty, odbytym w 27. pułku piechoty w Częstochowie. Walczył w Kampanii Wrześniowej 1939 r.
Po powrocie do rodzinnych Rzejowic natychmiast włączył się w antyniemiecką konspirację zbrojną, współtworząc struktury, kolejno: Służby Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej.
W latach okupacji niemieckiej pozostawał najaktywniejszym i najsławniejszym partyzanckim dowódcą na swoim terenie. Do legendy przeszły zwłaszcza dwie akcje Stanisława Sojczyńskiego: doprowadzenie do likwidacji 25 maja 1943 r. szefa gestapo w Radomsku - Willego Bergera, i jego zastępcy - Johanna Wegnera, oraz uwolnienie ponad
50 osób w nocy z 7 na 8 sierpnia 1943 r. z więzienia w Radomsku. Za tę brawurową akcję porucznik Stanisław Sojczyński otrzymał Order Virtuti Militari V klasy.
Gdy w styczniu 1945 r. na polskie ziemie nad Wartą wkroczyła Armia Czerwona, kapitan Stanisław Sojczyński nie poddał się, poszukiwany przez UB i NKWD - ukrywał się, ale powodowany odpowiedzialnością za losy swoich żołnierzy - z wiosną 1945 r. zaczął ich ponownie zbierać i 3 kwietnia 1945 r. wydał im rozkaz wznowienia działalności konspiracyjnej.
Od stycznia 1946 r. tworzone przez „Warszyca” struktury przyjęły nazwę Konspiracyjne Wojsko Polskie. Na terenie swojego działania operacyjnego, głównie województw: łódzkiego, także kieleckiego, śląskiego i poznańskiego, liczące ok. 4 tys. członków, Konspiracyjne Wojsko Polskie stanowiło najsilniejszą formację niepodległościowego zbrojnego podziemia.
Szczególną nienawiścią i żądzą zemsty pałał wobec „Warszyca” krwawy szef UB w Łodzi - Mieczysław Moczar, zwłaszcza po największej akcji w dziejach KWP, gdy w nocy z 19 na 20 kwietnia 1946 r. odbito więźniów z aresztu w Radomsku. W czasie akcji żołnierze Konspiracyjnego Wojska Polskiego rozbili trzykrotnie silniejszy oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którego straty wyniosły 16 zabitych, w tym 5 oficerów. Zginęło również 8 rosyjskich enkawudzistów.
Wściekły i upokorzony Moczar podjął na najszerszą skalę działania operacyjne i propagandowe. Akcję „Warszyca” w Radomsku w haniebny sposób opisał łódzki „Głos Robotniczy” - w cyklu artykułów. Ich wykonawcą, co stanowi szczególnie plugawą okoliczność, jest przyszły autor młodzieńczych bestsellerów -Zbigniew Nienacki, tchórzliwie ukrywający się pod pseudonimem -Ewa Połaniecka. Operacyjne działania specjalna grupa UB pod zwierzchnictwem samego Moczara prowadziła z całą bezwzględnością. W ciągu dwóch miesięcy poprzez aresztowania, pokazowe procesy, brutalne mordy na żołnierzach KWP doprowadzono nie tylko do zatrzymania 28 czerwca 1946 r. „Warszyca”, ale i do likwidacji struktury dowódczej: tzw. I Komendy KWP. Proces „Warszyca” rozpoczął się w Łodzi 9 grudnia 1946 r. Zasądzony wyrok kary śmierci na Stanisławie Sojczyńskim - Warszycu i jego pięciu wiernych żołnierzach wykonano 19 lutego 1947 r.
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Wyrażam przekonanie, iż dzieje Konspiracyjnego Wojska Polskiego i jego Dowódcy staną się już wkrótce kanwą działań badawczych, edukacyjnych i śledczych właśnie powstającej w Częstochowie Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej. Pragnę również wyrazić szacunek dla Świętej Pamięci Andrzeja Gały, historyka nieakademickiego, który, jednakowoż w swych pionierskich pracach - powstałych z wielką pasją i poświęceniem - opartych na wielu cennych dokumentach i relacjach, oddał, bodaj jako pierwszy publicysta, już na początku lat 90. należny „Warszycowi” hołd.
Tym szlakiem podąża również inny częstochowianin, uzbrojony w warsztat zawodowego historyka, pan Tomasz Toborek, pracownik łódzkiego oddziału IPN, autor, takoż naukowej, co przystępnie napisanej, pierwszej monograficznej książkowej próby pt. „Stanisław Sojczyński i Konspiracyjne Wojsko Polskie” - wydanej kilka miesięcy temu staraniem IPN. Dziękuję uprzejmie.
Szymon Stanisław Giżyński
Aerolit
Wysłany: Nie 12:06, 06 Kwi 2008
Temat postu: Ojczyzna
http://pl.youtube.com/watch?v=LJX2aehyOds
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin